Czwartek, 28 marca
Imieniny: Anieli, Jana
Czytających: 9686
Zalogowanych: 20
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Jelenia Góra: Pożary w Jeleniej Górze do początku XX wieku (cz.3)

Poniedziałek, 7 grudnia 2015, 8:38
Aktualizacja: Wtorek, 8 grudnia 2015, 12:12
Autor: Karolina Matusewicz
Jelenia Góra: Pożary w Jeleniej Górze do początku XX wieku (cz.3)
Gaszenie pożaru
Fot. Archiwum S. Firszta
Kiedy w 1740 roku król pruski Fryderyk II Wielki zajmował Śląsk, witany przez większość ewangelickich mieszkańców jako wyzwoliciel spod cesarskiej władzy katolickich Habsburgów, wyposażenie przeciwpożarowe Jeleniej Góry było jak na tamte czasy imponujące. To i rygorystyczne przepisy w tym względzie spowodowały, że w centrum miasta pożary stały się dużą rzadkością.

Wyposażenie przeciwpożarowe Jeleniej Góry przedstawiało się wówczas następująco: w dyspozycji miasta były 4 kamienne zbiorniki i 1 drewniany oraz 11 cystern na wodę, 42 wiadra, 9 bosaków, 3 drabiny strażackie, 4 metalowe polewaczki na kołach oraz 3 konie używane na co dzień do robót budowlanych, a w czasie dużych pożarów do przewożenia i ciągnienia wozów ze sprzętem i polewaczek; w posiadaniu mieszkańców było 11 sikawek ręcznych, 114 drabin, 10 bosaków i 80 skórzanych wiader przeciwpożarowych.

- Dodatkowo zakupiono 20 cystern na wodę i 200 skórzanych wiader. Był to dość pokaźny zasób sprzętów, który trzymano w specjalnych szopach (remizach). Własnym sprzętem przeciwpożarowym, ufundowanym przez wiernych dysponowała parafia ewangelicka przy Kościele Łaski (dzisiaj pw. Podniesienia Krzyża Pańskiego), który przechowywano w osobnej remizie. Do gaszenia ognia najważniejsza była jednak woda. Dostęp do niej zwiększono 6 czerwca 1748 roku, kiedy to oddano do użytku nowy wodociąg ze źródeł z okolic Jeżowa Sudeckiego. W latach 1750-1751 z funduszy miasta i parafii katolickiej przy kościele pw. św. Erazma i Pankracego, na placu kościelnym zbudowano nową remizę, w której umieszczono nowo zakupiony sprzęt gaśniczy - opowiada Stanisław Firszt, dyrektor Muzeum Przyrodniczego w Jeleniej Górze.

Wszystkie te działania oraz rygorystycznie przestrzegane pruskie rozporządzenia przeciwpożarowe spowodowały, że w centrum Jeleniej Góry pożary stały się dużą rzadkością. Nie można tego było powiedzieć o przedmieściach i okolicznych wsiach. W Rosenau, 6 czerwca 1748 roku, o godzinie 22, w jednym z domów wybuchł pożar. Mógł być szybko ugaszony, gdyby w jego gaszenie zaangażowali się stacjonujący tam wówczas austriaccy huzarzy (trwały wojny prusko-austriackie o Śląsk). Prawdopodobnie żołnierze nie byli tam miło przyjmowani i w zamian za to nie kwapili się do pomocy w walce z ogniem, dlatego też spłonęło wówczas kilka domów i szop. Po zakończeniu wojen śląskich, nie ustrzeżono się co prawda pożarów, ale nadal z pruską dokładnością wprowadzano kolejne usprawnienia w systemie ochrony przeciwpożarowej miasta i okolic.

Kiedy 30 sierpnia 1766 roku, ok. godz. 23 wybuchł pożar w domu stolarza Pittschlera pod Bramą Zamkową, okazało się, że zabrakło wody do gaszenia (upalne lato, a nikt nie uzupełniał cystern i zbiorników), a na dodatek trudno było dostać się do remizy, bowiem przed nią leżało składowane drewno budowlane. Drogi dojazdowe do miejsca pożaru też były zatarasowane. Wszystko to przyczyniło się do spowolnienia akcji pożarowej i dało czas do rozprzestrzeniania się ognia. Spaliło się siedem domów, a w jednym z nich, należącym do kowala Hallmanna, bele płótna należące do jego cechu. W skutek tego zdarzenia, w 1767 roku policja miejska poleciła utrzymywać porządek na posesjach i ulicach oraz nakazała, aby w pobliżu wszystkich bram miejskich zbudowano zadaszenia (wiaty), przykrywające stojące tam beczki z wodą, używane podczas pożarów, tak aby ograniczyć wyparowywanie wody. Umożliwiało to usprawnienie akcji gaśniczej w samym mieście i pobliskich przedmieściach, ale nie wsi położonych w większym oddaleniu.

- Oto bowiem kiedy 29 lutego 1768 roku wybuchł pożar w szopie na Przedmieściu Zamkowym, przy drodze do Dolnego Młyna na Bobrze, silny wiatr spowodował, że ogień błyskawicznie przeniósł się na inne szopy wypełnione słomą, sianem i zbożem. W sumie spłonęło ich 12. Popiół i iskry roznoszone przez wiatr zasypywały miasto, co groziło wybuchem pożaru w centrum. Kiedy ogień przygasł zdecydowano, aby obiekty te w przyszłości odbudowane zostały wyłącznie z kamienia i cegły. Dla podniesienia bezpieczeństwa przedmieść, w lipcu 1775 roku przed Bramą Wojanowską zbudowano nową remizę, w której przechowywano pompy przeciwpożarowe, a przed Bramą ul. Długiej ustawiono dodatkową kamienną cysternę. Rok później, 6 marca 1776 roku, o godzinie 18 wybuchł pożar w miejskiej międlicy, położonej przy drodze do Kowar (dziś ul. Sudecka). Tym razem pomoc nadeszła szybko i ogień ugaszono – opowiada S. Firszt.

Ok. 1780 roku zmieniono ordunek (prawo) przeciwpożarowy dla miasta Jeleniej Góry. W dniu 30 sierpnia 1781 roku, o godz. 2 w nocy wybuchł pożar w domu nr 474 przed Bramą Wojanowską, należącym do powroźnika Weissa, usytuowanym w pobliżu szkoły ewangelickiej (dzisiaj Zespół Szkół Gastronomicznych przy ul. 1 Maja). Spowodowało go uderzenie pioruna. Zapaliły się zapasy lnu i pakuł. Pożar błyskawicznie ogarnął sąsiednie domy nr 473 i 475. Strażacy, którzy mieli remizy w najbliższej okolicy (pod Bramą Wojanowską i przy kościele ewangelickim), bardzo szybko byli na miejscu zdarzenia i opanowali płomienie. Dla bezpieczeństwa pobliską szkołę w czasie akcji cały czas polewali wodą. Mniej szczęścia mieli mieszkańcy ostatniego domu na tzw. Sechsstädte (okolice ul. Grunwaldzkiej), kiedy to 27 września 1790 roku, o godz. 21 wybuchł tam pożar. Budynek spłonął doszczętnie wraz z sąsiednią zabudową.

- W tym czasie w Europie zaczął upowszechniać się wynalazek Benjamina Franklina – piorunochron. W Jeleniej Górze pierwsze takie urządzenie zamontowano na wieży kościoła św. Erazma i Pankracego w 1795 roku, a rok później zrobiono to na wieży miejskiego ratusza. Coraz lepsza organizacja związana z bezpieczeństwem przeciwpożarowym i coraz bardziej nowoczesny i wydajny sprzęt gaśniczy zaowocowały m.in. 22 maja 1797 roku, kiedy o godzinie 23 wybuchł pożar w Rosenau, przy drodze do Nowego Młyna. Reakcja zespołów pożarniczych była błyskawiczna, a sikawki strażackie z remiz na przedmieściach szybko dotarły na miejsce, co pozwoliło sprawnie ugasić płomienie. Niestety po akcji okazało się, że w domu znaleziono cztery zaczadzone osoby: gospodynię i gospodarza oraz dwóch pracowników najemnych. Prawdopodobnie przyczyną pożaru było przypadkowe zaprószenie ognia od świecy, którą zapomniano zgasić przed snem – mówi dyrektor Muzeum Przyrodniczego.

O gaszeniu świec i lamp w obrębie murów miejskich przypominali codziennie strażnicy obchodząc miasto ulicami i nawołując: „Już dziesiąta na zegarze, gaście światło gospodarze”. Za niewykonane polecenie groziły kary. Dlatego też po tej godzinie nastawały ciemności, jak pisał XVIII. wieczny kronikarz: „Do oświetlenia pokojów służą świece w wystarczającej ilości; jednak przed snem jest ciemno z powodów bezpieczeństwa”.

- W czasach dyrektora miasta Schönaua, w 1797 roku, sprawy przeciwpożarowe były traktowane bardzo poważnie. Całodobową straż pełnili strażnicy miejscy. Miasto podzielono na kwartały i dwanaście zespołów gaśniczych, składających się z mieszkańców. Każdy zespół miał swojego stałego dowódcę, a ci z kolei podlegali kapitanowi całej straży. Każdy obywatel raz w miesiącu miał obowiązek pełnić dyżur strażacki. Dyżurami takimi objęto też konie pociągowe. W remizach zgromadzono: 8 dużych i 5 mniejszych sikawek, 1060 sikawek ręcznych, 790 drabin pożarniczych, 776 bosaków i 1061 skórzanych wiader gaśniczych. Do dyspozycji były 34 zbiorniki wodne, rozmieszczone w różnych częściach miasta. Dodatkowo każdy posiadacz kamienicy miał w domu wiadro gaśnicze. Opracowano też system powiadamiania akustyczny i wizualny. Pierwszy za pomocą dzwonów (kościelnych, bram miejskich i ratusza), drugi za pomocą chorągwi wystawianych na wieży ratusza od tej strony, gdzie zauważono pożar. W porównaniu z wcześniejszym okresem był to znaczny postęp i można powiedzieć, że jak na tamte czasy Jelenia Góra miała nowoczesny i sprawny system przeciwpożarowy – podsumowuje Stanisław Firszt.

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (2)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Czy chodzę do teatru?

Oddanych
głosów
392
Tak
21%
Nie
40%
Czasami
26%
Nie chodzę
13%
 
Głos ulicy
Dlaczego biegają?
 
Miej świadomość
100 konkretów (zrealizowano 10%): SUKCES czy PORAŻKA?
 
Rozmowy Jelonki
Mroczne opowieści nadchodzą
 
Polityka
Z pustego i Salomon nie naleje
 
Kultura
Zagrali w Podgórzynie
 
112
Pożar w restauracji
 
Piłka nożna
Jedziemy na Euro, ale w grupie czekają potęgi! [PLAN]
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group