W marcu 1984 roku między Marczowem a Dębowym Gajem doszło do jednej z najtragiczniejszych katastrof kolejowych w regionie. Brały w niej udział pociąg osobowy oraz parowóz wyprodukowany w... 1943 roku.
Tego dnia pociąg przyjechał do Lwówka Śląskiego z Jeleniej Góry, gdzie lokomotywa została odczepiona od składu, aby uzupełnić wodę.
Jak opisują Szymon Wrzesiński i Justyna Kość w książce "Katastrofy i wypadki kolejowe pod Karkonoszami", z nieznanych powodów czynność trwała dłużej niż zwykle, co spowodowało kilkuminutowe opóźnienie. Następnie parowóz został podłączony do pustego składu dwóch wagonów, które wraz z lokomotywą miały wrócić do Jeleniej Góry.
Około kwadransa po wyruszeniu w drogę powrotną, na wysokości Dębowego Gaju, doszło do potężnego wybuchu kotła parowozu.
Siła eksplozji była ogromna
Fragmenty lokomotywy rozrzuciło w promieniu ponad stu metrów. Kocioł przeleciał jeszcze kilkadziesiąt metrów, a budka maszynisty została doszczętnie zniszczona. Pomimo tego skład nie wykoleił się i przejechał jeszcze kilkaset metrów, zanim zatrzymał się na torach.
Na miejscu zginął starszy maszynista, 37-letni Szczepan D., którego ciało znaleziono ponad sto metrów od lokomotywy. Jego młodszy zastępca, 26-letni Andrzej M., przeżył samą eksplozję, ale zmarł kilka godzin później w szpitalu z powodu odniesionych obrażeń. Obaj byli w chwili katastrofy trzeźwi.
Poważnie ranna została także kierowniczka pociągu, 40-letnia Maria P., która doznała obrażeń głowy i licznych potłuczeń. Mimo dramatycznego stanu pokonała pieszo prawie cztery kilometry, aby dotrzeć na najbliższą stację i zawiadomić dyżurnego o tragedii.
Jej odwaga i determinacja uratowały sytuację, ponieważ wybuch zniszczył linię teletechniczną, a w tamtym czasie nie istniała jeszcze radiowa łączność kolejowa.
Wkrótce po katastrofie powołano specjalną komisję, która miała ustalić przyczyny wypadku. Śledztwo wykazało, że doszło do zaniedbań ze strony drużyny parowozowej. Kluczowym błędem było dopuszczenie do obniżenia poziomu wody w kotle poniżej normy. W efekcie nastąpiło rozerwanie blachy, co doprowadziło do wybuchu. Podejrzewano, że maszynistów mogło wprowadzić w błąd szkło wodowskazowe, pokazując pozorny stan wody.