Powiat karkonoski: Bandyci wpadli w Jeleniej Górze przez… płaszcz
Wtorek, 12 sierpnia 2025, 10:08 Aktualizacja: 10:13 Autor: RaZ
Do napadu doszło na stacji kolejowej w Pilchowicach – rok 1951 (Zbiory prywatne: Ryszard Borowski i Marek Bergtraum) w: Szymon Wrzesiński i Justyna Kość "Katastrofy i Wypadki Kolejowe pod Karkonoszam".
Szymon Wrzesiński i Justyna Kość w swojej książce "Katastrofy i wypadki kolejowe pod Karkonoszami" przytaczają historię napadu w Pilchowicach na budynek pracownika odradzającej się na poniemieckich ziemiach kolei polskich.
W roku 1946, w mrocznych czasach powojennego chaosu, u stóp Karkonoszy miały miejsce dramatyczne wydarzenia, z niespodziewanym finałem.
Życie polskich kolejarzy tuż po wojnie nie należało do bezpiecznych. Jako osoby uznawane za lepiej zaopatrzone w ciężkich, powojennych czasach, stawali się ofiarami różnego rodzaju bandytów.
W nocy 8 sierpnia dwaj zamaskowani napastnicy dokonali brutalnego napadu na budynek mieszkalny na stacji kolejowej Pilchowice Zapora. O godzinie 23:00 wybili szybę w mieszkaniu Brunona Libiga, pracownika PKP. Wdarli się do środka i brutalnie sterroryzowali domowników.
Pod groźbą lufy karabinu sprowadzili mieszkańców do piwnicy. Następnie skrupulatnie plądrowali wszystkie pomieszczenia, zabierając ubrania, bieliznę, wartościowe przedmioty, a nawet osobiste rzeczy należące do innych lokatorów – Wacława Chaladusa i Waltera L., którzy nie byli obecni w domu w tym czasie.
Ofiary, sparaliżowane strachem, nie miały żadnych szans na obronę
Napastnicy uciekli z miejsca rabunku z łupem, który wkrótce miał się stać kluczem do rozwiązania sprawy. Niestety, służby mundurowe, w tym czasie jeszcze słabo zorganizowane, nie potrafiły od razu ustalić sprawców. Dochodzenie utknęło w martwym punkcie, a sprawa wydawała się skazana na zapomnienie.
Przypadek jednak przyniósł niespodziewany zwrot akcji.
Prawie dwa miesiące po napadzie, na placu targowym w Jeleniej Górze, rozpoznano skradzione palto, które należało do Wacława Chaladusa.
Sprzedawca, nazwiskiem Banasiak, odmawiał zwrotu łupu, a sprawa mogła się zakończyć bez echa. Jednak wśród kupujących pojawił się świadek, który zorientował się, że to właśnie jego własność była przedmiotem kradzieży i zgłosił sprawę na posterunek milicji we Wleniu.
Szybkie zatrzymanie
Działania ówczesnej milicji doprowadziły do błyskawicznego aresztowania Stanisława R., mieszkańca Pilchowic. Początkowo R. zaprzeczał udziałowi w napadzie, lecz po zebraniu dowodów i przeprowadzeniu przesłuchań, przyznał się do winy. Co więcej, wydał swojego wspólnika – niejakiego Jana W.
Okazało się, że drugi z podejrzanych był żołnierzem w czynnej służbie.
Wydarzenia te przypominają o czasach, gdy nowi mieszkańcy tych terenów musieli mierzyć się z bezwzględnymi bandytami, którzy w każdej chwili mogli wyrządzić każdemu krzywdę.