Na imprezę tradycyjnie przyjechali sprzedawcy rzeczy dawnych i osobliwych z całej Polski. Najbardziej wytrwali koczują w centrum miasta przez trzy dni. W bagażnikach samochodów, w furgonetkach i przyczepach przywieźli towar różny licząc na korzystną transakcję.
– To nasza praca – mówi Krzysztof Urbanik z Gliwic, który stawia się niemal na każdym tego typu jarmarku, nie tylko w Jeleniej Górze, ale i w innych miastach Polski. – Następna będzie Świdnica – dodaje.
Handluje antykami: meble z początku XX wieku, bibeloty, lustra, figurki, trochę porcelany. Jak większość oferty kupców. Do tego stare monety, znaczki, pocztówki, obrazki, aparaty fotograficzne raczej do kolekcji.
Ceny bywają wygórowane, raczej na portfele niemieckich turystów, którzy licznie pojawili się w Jeleniej Górze. Za komplet mebli salonowych empire 35 tysięcy złotych. Oczywiście do utargowania.
Za niemiecką widokówkę przedstawiającą panoramę dawnej Jeleniej Góry – 100 złotych. Upustu nie ma.
Dla chętnych – broń biała, raczej nowego wyrobu. Mnóstwo wyrobów z drewna i rozmaitych żeliwnych zamków, kłódek i innego rodzaju takiego sprzętu.
Tym razem na jarmarku mało jest eksponatów związanych z III Rzeszą Niemiecką. Na poprzednich edycjach na wielu straganach stały statuetki bądź portrety Adolfa Hitlera. Teraz ich nie zauważyliśmy zbyt wiele.
Za to można było kupić kordziki i szable oficerskie oraz swastyki z orłem niemieckim.
To jedna strona popularnej imprezy. Jaka jest druga?
– Kupcy zablokowali mi wejście – skarżył się w piątek jeden z właścicieli sklepów w podcieniach placu Ratuszowego. Konieczna była interwencja patrolu straży miejskiej. W sobotę policjanci musieli uspokajać samych handlarzy, którzy się ze sobą pokłócili.
– To bez sensu, aby na takim jarmarku handlować nowymi ciuchami – narzekał Sebastian Łuczywo, który na imprezę przyjechał z Krakowa. Takie stoiska dało się zauważyć na ulicy Konopnickiej. Były też świeże grzyby i owoce oraz stoiska gastronomiczne. Korzystali z nich głównie goście jarmarku, czyli handlarze. – W restauracjach jest za drogo, a musimy coś przez te dwa dni jeść – powiedział nam jeden z kupców. Wielu narzekało także na brak tanich miejsc noclegowych w centrum miasta. Dwie zimne noce spędzili w samochodach pilnując na zmianę stoisk z rozstawionym towarem.