Być może nie każdy wie, że Karkonosze mają swój własny Sopot. Nie taki z molo, plażą i turystycznym gwarem, ale cichy, leśny i zupełnie nieoczywisty. To urokliwy potok, który potrafi zaskoczyć każdego wędrowca, bo choć krótki, ma w sobie coś z magii prawdziwych gór: szum niespiesznie toczącej się wody, chłód świerkowych lasów i atmosferę miejsca, które odkrywa się jak mały sekret.
Sopot, bo tak się nazywa ten górski strumień, bierze swój początek wysoko, na północnym stoku Śląskiego Grzbietu, pomiędzy Śląskimi Kamieniami a Hutniczym Grzbietem, na wysokości ponad 1200 metrów. Już tu, w swoim nurcie, ma charakter prawdziwie karkonoski – zimna, czysta woda wypływa z kamienistego podłoża i od razu zaczyna swoją wędrówkę w dół, najpierw ostro i wartko, potem coraz spokojniej, jakby nabierała pewności siebie w miarę podróży przez kolejne warstwy gór.
Wędrując wzdłuż potoku, łatwo zauważyć, że jego koryto wycięte jest w granicie, twardym i surowym, a brzegi zasypane są zwietrzeliną skalną. To sprawia, że Sopot wygląda momentami jak miniaturowy górski kanion, z nagimi, poplamionymi mchami głazami, nad którymi pochylają się górnoreglowe świerki. Im niżej schodzimy, tym las staje się bardziej miękki i ciemniejszy, pachnący żywicą i wilgocią.
To właśnie tu, pomiędzy drzewami, biegnie granica Karkonoskiego Parku Narodowego. Czuć to natychmiast — przyroda jest dzika, nienaruszona, jakby od dawna nikt nie próbował się w nią wtrącać. W górnym biegu Sopotu przecina go zielony szlak z Hali Szrenickiej na Przełęcz Karkonoską, znany jako Ścieżka nad Reglami. To doskonałe miejsce, by na chwilę zejść z utartego szlaku, usiąść na głazie i posłuchać, jak potok prowadzi swoją niekończącą się opowieść.
Najpiękniejszy moment czeka jednak na końcu. Gdy Sopot po pięciu kilometrach drogi zwalnia, łagodnie skręca na północny zachód i wpływa do Wrzosówki w samym centrum Jagniątkowa, robi to z elegancją potoku, który nie musi niczego udowadniać. Jakby wiedział, że choć niewielki, zostawia po sobie coś ważnego — wspomnienie miejsca, w którym natura szeptała nam do ucha, a my na chwilę umieliśmy słuchać.