Czwartek, 18 kwietnia
Imieniny: Alicji, Bogusławy
Czytających: 10367
Zalogowanych: 22
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Jelenia Góra/Meksyk: Damian Drobyk już w Meksyku – kolejna relacja

Niedziela, 10 listopada 2013, 8:08
Aktualizacja: Poniedziałek, 11 listopada 2013, 8:18
Autor: Damian Drobyk/Red
Jelenia Góra/Meksyk: Damian Drobyk już w Meksyku – kolejna relacja
Fot. Archiwum Damiana Drobyka
Minęło ponad pół roku, odkąd jeleniogórzanin Damian Drobyk wybrał się w wielomiesięczną, samotną podróż rowerem przez oba kontynenty amerykańskie. Zamierza „wykręcić” ponad 30.000 kilometrów w około rok. Ekspedycja ma na celu zdobycie najwyższych i najtrudniejszych dróg i przełęczy drogowych obu Ameryk, w tym najwyższej drogi świata na wulkan Aucanquilcha w Chile. Za sobą ma USA, obecnie przemierza Meksyk.

Oto kolejna relacja z podróży:

18.10.2013 - Tequila - Guadalajara
Jeszcze rano byłem w mieście partnerskim Jeleniej Góry, czyli Tequili, a po południu w mieście partnerskim Wrocławia - Guadalajarze. Nie sądziłem, że Dolny Śląsk ma aż tak silne powiązania z Meksykiem, oddalonym przecież o wiele tysięcy kilometrów. Do Guadalajary, a raczej na jej obrzeża dojechałem po 14:00. Tutaj poznałem Jose oraz jego rodzinę, która przygarnęła mnie na noc. To mój pierwszy Warmshowers w Meksyku.

19.10.2013 - Guadalajara
Guadalajara należy do jednego z dwudziestu miast na świecie, gdzie rowerem jeździ się chyba najgorzej. Jest tu ogromny ruch uliczny, strasznie dziurawe drogi, a kierowcy nie liczą się z bezpieczeństwem cyklistów. W kilka godzin, w ścisłym centrum Guadalajar, udało mi się zobaczyć kilka ciekawych miejsc. Przez następną godzinę jeździłem zatłoczonymi uliczkami Guadalajary, a popołudniu zajechałem do Nicolasa, który ma ciekawe hobby. "Kolekcjonuje" turystów poprzez portal Couchsurfing, a ostatnio i Warmshowers. Jak się dowiedziałem Nick ugościł już 150 osób z 32. krajów. Ponieważ podróżników rowerowych zaprasza od niedawna byłem dopiero jego drugim gościem na rowerze, a Nick moim drugim hostem w Meksyku.

20.10.2013 - Guadalajara - La Barca – 118 km
Po śniadaniu i pożegnaniu z Nick'iem ponad godzinę i 20 kilometrów zajęło mi wyjechanie z Guadalajary. Znów zaczęły się pagóry i jazda raz w górę 14 km/h a raz w dół 40km/h. W mieście La Barca pomogli mi pracownicy ochrony cywilów kierując mnie do najtańszego hotelu za jedyne 100 pesos.

21.10.2013 - La Barca - Panindicuaro – 107 km, 1300 m w górę
Dzień bardzo podobny do wczorajszego. Szybka setka do godz. 14:00, potem spacer po małym miasteczku i odpoczynek w jedynym hotelu w Panindicuaro. Po drodze wdrapałem się dwa razy na wysokość powyżej 2000m.npm, ale wysokie podjazdy w Meksyku dopiero przede mną. Po raz kolejny wjechałem w drut i na poboczu autostrady musiałem łatać dętkę. Na kolację zestaw owoców za jakieś 7zł.

22.10.2013 - Panindicuaro - Zinapecuaro de Figureola – 112 km, 1250 m w górę
Gdyby nie wysokie wulkany i niektóre zwierzęta pomyślałbym, że jestem gdzieś w Europie, a nie w Meksyku. Ostatnie dwa dni szare, zachmurzone i chłodne. Zapewne jest to wina huraganu Reymond, który szaleje u wybrzeży Oceanu Spokojnego jakieś 300 km od miejsca, w którym się znajduję. Na 85 kilometrze trochę mnie zmoczył deszcz. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio na mnie padało. Przez cały dzień przeszkadzał też wiatr. Po godz. 15:00 w restauracji przy autostradzie zjadłem obiad złożony z ryżu, kurczaka i warzyw. W restauracji zapytałem o tani motel. Według wskazówek zjechałem z autostrady i kilometr dalej za 200 pesos zamiast pokoju dostałem apartament a raczej pół domu z dwoma pokojami, kuchnią i łazienką. Jedyne czego mi brakowało to WiFi.

23.10.2013 - Zinapecuaro - Atlacomulco – 106 km
Dziś w planach miałem wjazd na wulkan San Andres, ale pogoda szybko wybiła mi to z głowy. Po deszczu i niskiej temperaturze na wysokości 2000 m, o półtora tysiąca metrów wyżej można się spodziewać śniegu i mrozu. Przyzwyczajony przez ostatnie kilka miesięcy do upałów przy 14. stopniach było mi zimno. Rano wjechałem na wysokość powyżej 2500 m, a przed miastem Atlacomulco kolejne sto metrów wyżej. Do Atlacomulco wjechałem zupełnie przemoczony. W pierwszym hotelu w centrum za 200 dolarów nie było miejsc, ale kawałek dalej udało mi się znaleźć nocleg za 140 dolarów. Po gorącym prysznicu potrzebowałem dwóch godzin w łóżku aby się rozgrzać.

24.10.2013 - Atlacomulco – 0 km, dzień odpoczynku
Takie dni jak ten mijają jeszcze szybciej, niż na rowerze. Z tego co pamiętam, mój ostatni dzień bez roweru był w Las Vegas kilka tygodni wcześniej. Przed południem zrobiłem krótki spacer po centrum, potem obejrzałem film, mecz przez internet i dzień zleciał ekspresowo. Przesmarowałem jeszcze łańcuch po mokrym etapie i połatałem dziurawe dętki. Pod wieczór wyszedłem na jeszcze jeden spacer.

25.10.2013 - Atlacomulco - Volcano Nevado de Toluca – 98 km, 1400 m w górę
Rano po wyjściu z hotelu przeżyłem szok termiczny. Tylko 5 st.C po wschodzie słońca przy bezchmurnym niebie. Ubrałem na siebie kurtkę, rękawiczki z długimi palcami oraz chustę na głowę. Na pierwszej stacji paliw wypiłem gorącą kawę i zjadłem śniadanie. Do miasta Toluca miałem 60 km, które (z pomocą wiatru) pokonałem w niecałe trzy godziny. Toluca podobnie jak Atlacomulco znajduje się na wysokości około 2600 m npm. Przejazd przez miasto zajął mi ponad godzinę. Już w centrum zaczął się delikatny podjazd pod górę a za miastem robiło się coraz bardziej stromo. Z dołu dobrze widać szczyt wulkanu, który jest czwartym wierzchołkiem Meksyku. Do wioski Loma Atla było momentami nawet 10 proc. nachylenia. Z drogi numer 10 zjechałem według znaków na szutrowy odcinek prowadzący do szczytu. Zastanawiałem się czy zdobyć go dziś, czy jutro rano. Na wysokości 3700 metrów dojechałem do rozjazdu, w którym znajduje się kasa wstępu do parku narodowego oraz coś w rodzaju pola piknikowo- namiotowego. Postanowiłem zostać tu na noc a rano dojechać do końca drogi w kraterze wulkanu, do którego mam tylko 16 kilometrów.

26.10.2013 - Volcano Nevado de Toluca - Xalatlaco – 98 km
Rano namiot i sakwy pokryte były grubą warstwą szronu a temperatura według mojego licznika wynosiła -4 st. C. Ze śpiwora wyszedłem dopiero kiedy słońce zaczęło świecić na namiot szybko go odmrażając. Przed godz. 9.00 zaczęły zjeżdżać samochody z turystami i rowerzyści a o 9.00 został otwarty sklepik, w którym się ogrzałem przy gorącej kawie. Przyczepkę i namiot zostawiłem w kasie parku i ruszyłem w górę. Pierwsze sześć kilometrów droga prowadziła lasem. Jednak najlepsza zabawa zaczęła się powyżej granicy lasu. W dole nad miastem Toluca unosiło się morze chmur a ściany wulkanu Toluca były oświetlone promieniami słońca przy bezchmurnym niebie. Po kolejnych kilku kilometrach dojechałem do szlabanu dla samochodów. Dalej spotkać można tylko pieszych, biegaczy i rowerzystów. Ten odcinek jest najbardziej kamienisty. Po kolejnych kilku kilometrach trawersujących zbocze wulkanu dojechałem do jego krateru, w którym znajdują się dwa jeziorka, większe - Słońce i mniejsze - Księżyc. Na końcu drogi przy znaku Laguna Del Sol, na wysokości około 4210 m npm, zrobiłem kilka zdjęć i zacząłem długi zjazd do miasta Toluca.

27.10.2013 - Xalatlaco - Ixtapaluca – 104 km
Kiedy rano zadzwonił budzik, na dworze było już jasno. Znów zmiana czasu. Kilka godzin do południa wspinałem się w okolice wulkanu Ajusco aż na wysokość ponad 3600 m na granicy meksykańskich stanów. I była to najspokojniejsza i najlepsza część dnia. Potem czekał mnie długi zjazd na wysokość około 2300 m do stolicy Meksyku. Już kilka kilometrów przed tą ogromną aglomeracją miejską na drodze zrobiło się tłoczno, samochody mijały mnie niebezpiecznie blisko. Im bliżej centrum, tym gorzej. Szybko zniechęciłem się do zwiedzania Ciudad Mexico i postanowiłem wyjechać z miasta tak szybko, jak to tylko możliwe. Południowymi dzielnicami kierowałem się na południowy zachód. Ogromny ruch uliczny, hałas, spaliny, bezpańskie psy, mnóstwo autobusów i nieostrożni kierowcy.

28.10.2013 - Ixtapaluca - Amecameca – 97 km, 1450 m w górę
Rano czekał mnie podjazd na przełęcz Rio Frio. Przyczepkę i namiot zostawiłem w recepcji hotelu, ponieważ wjazd i zjazd był tą samą drogą. W trzy godziny uporałem się z podjazdem na wysokość 3200 m. Po raz kolejny informacje zaciągnięte z Wiki okazały się niezbyt precyzyjne. Najwyższy punkt drogi pomiędzy Mexico D.F. a Pueblą i przełęcz nie znajdują się w miasteczku Rio Frio, a kilka kilometrów bliżej stolicy Meksyku, w okolicach parku rekreacyjnego Llano Grande. Nie będąc pewnym właściwego miejsca przełęczy musiałem zjechać do następnego zjazdu z autostrady, czyli właśnie w Rio Frio cztery kilometry dalej i 200 m niżej. Tutaj zrobiłem dłuższą przerwę i w jednej z wielu restauracji zjadłem wyśmienite zielone tacos z kurczakiem, ziemniakami i warzywami.

29.10.2013 - Amecameca - Puebla - 103km, 1500m w górę
Dziś czekał mnie jeden długi podjazd na przełęcz Paso de Cortes. Z miasteczka Amecameca, z którego wyjechałem po 7.00 na przełęcz jest około 23 km i ponad 1000 m przewyższenia, a po drodze kilka wymagających odcinków o nachyleniu przekraczającym 12-13 proc. Pokonując kolejne kilometry zastanawiałem się, kiedy wreszcie zobaczę Popocatepetl - drugi szczyt Meksyku i piękny stożkowy wulkan z kraterem o szerokości 600 metrów. Oczywiście rowerem nie da się wjechać na jego szczyt. Jedyne czego oczekiwałem, to ładne zdjęcie z wulkanem w tle. Przełęcz ma wysokość około 3679 m npm i jest jedną z najwyższych w Meksyku. Znajduje się tam schronisko z restauracją, pole namiotowe oraz dwie drogi w kierunku obu wulkanów. Obie zamknięte dla turystów.

30.10.2013 - Puebla - Atzitzintla – 101 km, 750 m w górę
Najłatwiejszy dzień od dobrego tygodnia. Szybki i w większości płaski etap z wiatrem w plecy, ze średnią 19km/h. Tylko ostatnie 20 kilometrów lekko pod górę do miasteczka Atzitzintlana tuż pod ogromną górą Pico de Orizaba, będącą najwyższym wulkanem Ameryki Północnej oraz najwyższym szczytem Meksyku. Przez większość dnia było pochmurno, więc poza niższymi partiami nie widziałem mojego jutrzejszego celu, czyli wierzchołka Sierra Negra ani ośnieżonych zboczy Orizaby. Dopiero późnym popołudniem wiatr przegonił chmury i odkrył oba wysokie szczyty. Z Atzitzintly dobrze widać wielki teleskop milimetrowy na szczycie Sierra Negra. Mając wolne popołudnie trochę pospacerowałem po Atzitzintli, porobiłem zdjęcia oraz porozmawiałem z kilkoma mieszkańcami miasteczka. Kiedy mówiłem, że jestem z Polski od razu kojarzyli ten fakt z papieżem Polakiem. Zresztą pomnik Jana Pawła II stoi przed kościołem w Atzitzintla.

31.10.2013 - Atzitzintla - Sierra Negra - Esperanza
Poranek wymarzony. Słońce, bezchmurne niebo i idealna widoczność na ośnieżonego kolosa czyli Pico de Orizaba i mniejszy sąsiedni wulkan Sierra Negra z wielkim teleskopem na szczycie...

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (21)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Na kogo zagłosujesz w 2 turze wyborów w Jeleniej Górze?

Oddanych
głosów
365
Jerzy Łużniak
45%
Hubert Papaj
55%
 
Głos ulicy
Czy wierzymy w kiełbasę wyborczą?
 
Miej świadomość
Czy warto dopłacać?
 
Rozmowy Jelonki
Dzieci wypoczywały w Brennej
 
112
Najechał na autobus
 
112
Potrącenie dziewczynki
 
Polityka
Jelenia Góra: 2 tura Łużniak vs. Papaj
 
Polityka
Spotkanie z burmistrzem
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group