Piątek, 29 marca
Imieniny: Helmuta, Wiktoryny
Czytających: 10764
Zalogowanych: 18
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Region: Święte prawo własności – czyli dlaczego nie można rozwinąć turystyki i rekreacji nad zalewem pilchowickim?

Środa, 29 sierpnia 2012, 7:32
Aktualizacja: Czwartek, 30 sierpnia 2012, 7:44
Autor: Angela
Region: Święte prawo własności – czyli dlaczego nie można rozwinąć turystyki i rekreacji nad zalewem pilchowickim?
Fot. Czytelnik
W tym roku pilchowicka zapora i zalew będą miały 100 lat. Mieszkańcy regionu i przyjezdni turyści wspominają czasy jego świetności akwenu–pływające po nim żaglówki, kajaki, rowery wodne, a także turystyczny stateczek. – Dzisiaj to piękne miejsce jest ogrodzone i niedostępne dla ludzi. Czy to się kiedyś zmieni? – pytają zawiedzeni Czytelnicy.

- W jeden z weekendowych słonecznych dni sierpnia wybraliśmy się na spacer w okolice Jeziora Pilchowickiego, które utworzone przez zaporę będzie 14 października 2012 r. obchodziło 100 lat swego istnienia! Po wojnie nad jeziorem dominowała zgrabna bryła wybudowanego w 1913 roku drewnianego budynku, przypominającego wyglądem schroniska „Perła Zachodu” – pisze nasz Czytelnik. - Kontynuując przedwojenne tradycje, po wyzwoleniu nad jeziorem rozlokowali się pasjonaci Ligi Morskiej. Po jeziorze pływały żaglówki, kajaki, rowery wodne, a także turystyczny stateczek. Była to przebudowana szalupa „z M/S Batorego”. Już wtedy rozumiano, że to wielka atrakcja mieć jezioro w pobliskim otoczeniu gór.

Na początku lat 50-tych niestety schronisko spłonęło. Zastąpiono je wybudowanym częściowo ze składek społeczeństwa trzykondygnacyjnym budynkiem z restauracją i tarasem. Rolę Ligi Morskiej w dziedzinie upowszechniania sportów wodnych i rekreacji przejęła Liga Obrony Kraju.

- Jezioro tętniło życiem mimo, że pobliska Celwiskoza skutecznie niszczyła w zalewie wszystko co w nim było żywe. Działały kluby kajakarskie, jachtowe, pasjonatów nurkowania, a nawet wędkarstwa. Po likwidacji Celwiskozy natura zwyciężyła chemię, a w wodach jeziora pojawiły się trzciny i coraz więcej ryb. Hotel „Nad Zaporą” prowadzony był przez długie lata z dobrym skutkiem przez znanego jeleniogórskiego hotelarza i gastronomika Pana Norberta Kucharczyka – pisze Czytelnik. - Pod jego kierownictwem hotel też zmieniał kolejno właścicieli, ostatnio było nim Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Gospodarki Turystycznej Karkonosze. W 1986 roku obiekt poddano remontowi, a na Jezioro Pilchowickie ponownie sprowadzono stateczek, który pod nazwą „M/S Karkonosze” urozmaicał pobyt tysiącom turystów odwiedzających nasz region. Rejsy po jeziorze były stałym elementem programów licznych wycieczek po Kotlinie Jeleniogórskiej. W latach 90-tych w czasie transformacji hotel przekazano gminie Wleń, a ta sprzedała go. Nowy właściciel korzystając ze świętego prawa własności przez ponad 20 lat nie zrobił w obiekcie nic oprócz utrzymywania dozorcy. Na zniszczonej elewacji z wypadającymi oknami umieszczono baner informujący o stronie internetowej właściciela. Wynika z niej, że plany inwestycyjne dotyczą budowy 3-gwiazdkowego hotelu dla siedemdziesięciu gości. O tym, kiedy inwestycja zostanie zrealizowana – ani słowa!

Jak pisze nasz Czytelnik, w latach 80-tych przedsiębiorstwo turystyczne Karkonosze poszukując oszczędności, przekazało część terenu przy zejściu do jeziora Wodnemu Ochotniczemu Pogotowiu Ratunkowemu w Jeleniej Górze. Zabezpieczyło przy tym na drodze postępowania wodno-prawnego prawo dostępu do jedynego w pobliżu dojścia do wody, gdzie znajdowały się: przystań dla stateczku i slip umożliwiający wyciągnięcie statku na brzeg.

- Niestety w latach 90-tych Burmistrz Wlenia przekazał ten teren wraz ze statkiem w całości WOPR-owi. Statek został sprzedany, slip rdzewieje, przystań zniknęła. Po tylu latach ze zdumieniem zobaczyliśmy na płocie okalającym ten newralgiczny dla jeziora teren tablice z napisami: agroturystyka, teren prywatny, wstęp wzbroniony, uwaga złe psy! – pisze rozczarowany Czytelnik. - Miejscowi mówili, że właścicielem agroturystyki jest rodziną byłego prezesa
WOPR-u, który ma tutaj również hodowlę psów... Podobno Burmistrz Wlenia i Starosta Lwówecki nie mogę nic zrobić w tej sprawie, bo również im kłania się i wiąże ręce święte prawo własności! Po drugiej stronie jeziora w okolicach dworca rozlokowała się przystań jachtowa Simetu. Droga do łódek prowadzi po stromym zboczu, a Simet to zakład pracy chronionej zatrudniający głównie osoby niepełnosprawne. Bliżej zapory również na stromym brzegu gromadzą się turyści chcący skorzystać z jedynej dzisiaj kilkunastoosobowej motorówki, która od maja do października próbuje urozmaicić ten stan błogiego chaosu. Gdy pytaliśmy, dlaczego nie urządzono przystani w innym, łatwiej dostępnym miejscu wskazywano, że teren został sprzedany osobie prywatnej i nic nie można zrobić – dodaje Czytelnik. - Tego sierpniowego popołudnia naliczyliśmy nad jeziorem 105 zaparkowanych samochodów osobowych z różnymi rejestracjami. Dużo było rejestracji zagranicznych. Przy rozwalającym się hotelu, do którego prowadzi pełna dziur droga, zatrzymał się Belg, który łamaną polszczyzną rozpytywał, dlaczego nie potrafimy zagospodarować tak cudownej okolicy. Rzeczywiście dlaczego, skoro udało się to gospodarzom zbiornika wodnego w Niedzicy, gdzie naliczyliśmy kilkanaście fajnych knajpek, a po jeziorze między zamkiem Niedzickim a Czorsztynem kursują nie tylko stateczki turystyczne i żaglówki, ale również pływają rowery wodne, małe motorówki i gondole... Tam można, a u nas nie? To pytanie zadajemy nie tylko gospodarzom terenu tj. Burmistrzowi Wlenia i Staroście Powiatowemu we Lwówku Śląskim, ale także innym organom kontrolnym. Warto wyjaśnić, w jakich okolicznościach nastąpiło przejęcie od WOPR-u tego strategicznego dla jeziora gruntu przez agroturystykę prowadzoną obecnie przez rodzinę byłego Prezesa Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Od pani sekretarz Starostwa Powiatowego we Lwówku Śląskim usłyszeliśmy, że teren podlega gminie Wleń i to Bogdan Mościcki, burmistrz miasta czyni starania, by ponownie służył mieszkańcom. Niestety święte prawo własności i uparta wola właściciela jest silniejsza niż racjonalne argumenty władz miasta i rzeszy turystów.

- Wielokrotnie rozmawiałem z właścicielem tego terenu, który wykupił przystań od WOPR-u. Przekonywałem, że udostępnienie tego miejsca turystom i mieszkańcom to przede wszystkim świetny interes, bo w tym celu zostało to wybudowane. Jest tam bowiem cała infrastruktura. Nowy właściciel robi sobie jednak w tym miejscu szkolenia i nie widzi możliwości otworzenia tego dla innych. Szkoda, bo jest to naprawdę niezwykłe miejsce. Cóż… święte prawo własności wiąże nam ręce. Podobnie, jak w przypadku hotelu na wzgórzu, który jest własnością prywatną i niszczeje. Dopóki właściciel terenu nie zrozumie, że otwarcie tego miejsca jest również w jego interesie nie mam żadnej możliwości by coś w tej sprawie zmienić – rozkłada ręce Bogdan Mościcki, burmistrz Wlenia.

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (40)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Czy chodzę do teatru?

Oddanych
głosów
502
Tak
23%
Nie
41%
Czasami
25%
Nie chodzę
11%
 
Głos ulicy
Nie chodzę do fryzjera, bo fryzjer przyjeżdża do mnie
 
Miej świadomość
100 konkretów (zrealizowano 10%): SUKCES czy PORAŻKA?
 
Rozmowy Jelonki
Przebudowy i remonty
 
Kilometry
Pociągiem do Karpacza już w czerwcu
 
Aktualności
Życzenia dla mieszkańców Piechowic
 
Polityka
Z pustego i Salomon nie naleje
 
Kultura
Zagrali w Podgórzynie
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group