Na pierwszym z anonsowanego cyklu spotkań „Rozmowy przed premierą” w Teatrze im. Norwida dyskutowano wczoraj o „Lilli Wenedzie”, dramacie romantycznym Juliusza Słowackiego. Premiera sztuki odbędzie się w sobotę, 25 września.
Wczoraj na scenie studyjnej pojawili się reżyser sztuki Krzysztof Prus oraz część aktorów z obsady: odtwórczyni głównej, tytułowej roli Anna Ludwicka, oraz Igor Kowalik i Robert Mania (zagrają dwóch braci: Lelum i Polelum). Spotkania pomyślano jako – między innymi – ofertę dla szkół, stąd obecność na widowni kilku grup uczniów z nauczycielami. Zebranych przywitali Urszula Liksztet, kierowniczka literacka Teatru im. Norwida oraz jego dyrektor naczelny i artystyczny Bogdan Koca.
Krzysztof Prus przyznał, że przez długi czas sam był uprzedzony do Słowackiego, którego obrzydziła mu szkoła. Jednak przekonał się do wielkości dzieła wieszcza już w swojej pracy reżyserskiej. Od 12 lat nosił się z zamiarem wystawienia „Lilli Wenedy”, ale zawsze były jakieś przeszkody, które to uniemożliwiały. – Teraz chyba się uda, o ile dyrektor w nadchodzących dniach nie zmieni zdania – żartował reżyser.
Bogdan Koca powiedział, że nie tyle zależy mu na Słowackim, ile na realizacji wizji scenicznej Krzysztofa Prusa. – Gdyby z taką żarliwością i sensem przekonywał mnie, żeby wystawić sztukę na podstawie książki telefonicznej, to bym się zgodził – odparł Bogdan Koca.
K. Prus podkreślił ponadczasowość i głębię treści dzieła Juliusza Słowackiego, który – jak to ujął – był najlepszym polskim autorem piszącym na scenę. – Pisał jednak na inną scenę niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni – dodał. Wbrew powszechnej opinii siła tekstu wieszcza tkwi w poetyckiej głębi, która w „Lilli Wenedzie” pozwala aktorom uzewnętrznić wiele emocji związanych z uczuciem: z miłością. – Jest to bowiem tragedia o miłości. Bolesnej i kazirodczej – mówił Krzysztof Prus. Tłem tego wątku jest dramat plemienia Wenedów, skazanego na klęskę z rąk Lechitów i obciążonego nieokreśloną klątwą. Rzecz dzieje się w czasach przed przyjęciem chrztu.
Słowa reżysera potwierdzili to aktorzy. – Tekst Słowackiego wymaga od nas dużej precyzji i zrozumienia, co nie jest łatwe, ale jednocześnie czyni prostszym wyrażenie pewnych stanów emocjonalnych. Trzeba tylko bardzo dokładnie wiedzieć, o czym pisał autor – zauważyła Anna Ludwicka. – Tu nie ma możliwości – jak w tekstach współczesnych – zastąpienia jakiegoś słowa innym – dodała.
Teatr rozwinął się przez lata. Kiedy Słowacki pisał sztukę, pewne rzeczy można było na scenie tylko opowiedzieć, dziś – możemy to pokazać dzięki światłom i innym efektom. Dlatego tekst skróciliśmy o prawie połowę. Były to jednak bardzo przemyślane skróty – powiedział Krzysztof Prus. Wiadomo, że najnowsza produkcja Teatru im. Norwida jest bardzo rozbudowana. Występuje niemal cały zespół placówki oraz statyści. Reżyser „Lilli Wenedy” zapewnił, że nikt nie będzie na sztuce się nudził. Na ile ma rację, okaże się już w najbliższą sobotę.
Bogdan Koca korzystając z okazji zaprosił wszystkich na spektakle Jeleniogórskich Spotkań Teatralnych. – Nie mogę zachwalać tego, czy innego przedstawienia, bo wszystkie są bardzo dobre. Pragnę jedynie szczerze polecić gościnny spektakl Bertolta Brechta „Kaukaskie koło kredowe” w reż. Arne Retzlaffa z repertuaru teatru Landesbühnen Sachsen z Radebeul – pokreślił. Widowisko zamknie XL JST w niedzielę, 3 października o godz. 19.