Aż 2641 kierowców w ubiegłym roku "złapała" kamerka zamontowana u zbiegu al. Jana Pawła II i Grunwaldzkiej w Jeleniej Górze. W pierwszym półroczu tego roku było to 1000 kierowców. To 5 miesjce w kraju! Aż tylu kierowców "łapie się" albo raczej nie łapie na zieloną strzałkę, która świeci tam jedynie 8 sekund!
Już 6 dolnośląskich miast ma swoje fotopułapki na kierowców. Trzy są we Wrocławiu i po jednej w Jeleniej Górze, Bolesławcu, Polkowicach i Świdnicy. W całej Polsce są już 44 takie rejestratory, które są prawdziwymi maszynkami do robienia pieniędzy. Jeleniogórska kamerka nagrała już ponad 3 tysiące wykroczeń.
Dość powiedzieć, że jeleniogórski rejestrator (okazuje się, że wiosną zdemontowano go tylko do konserwacji, a nie zlikwidowano całkowicie), który znajduje się na skrzyżowaniu obok Castoramy (jadąc z Zabobrza al. Jana Pawła II i skręcając w prawo w ul. Grunwaldzką), jest w krajowej czołówce jeśli chodzi o ilość wystawionych mandatów na podstawie zdjęć z niego.
Jelenia Góra na 5 miejscu w kraju
W Polsce prym wiedzie jeden z rejestratorów w Łodzi, a na podium są jeszcze dwie "maszynki" z Krakowa. Łódź jest miastem "wyjątkowym", albowiem zamontowano tam już 4 rejestratory (najwięcej w Polsce). Stolica jest poza podium.
Wysokie 5 miejsce zajmuje Jelenia Góra. Choć w tym wypadku wysokim miejscem nie ma co się chwalić.
- W pierwszej połowie tego roku jeleniogórska kamera zarejestrowała tysiąc wykroczeń niezastosowania się do czerwonego sygnału świetlnego. Jest to obecnie jedyne urządzenie systemu RedLight działające w Jeleniej Górze - informuje Główny Inspektorat Transportu Drogowego.
Poprawa bezpieczeństwa czy nabijanie kasy?
Dlaczego ustawiono maszynę na "cykanie" tak wielu zdjęć? Czy dla rzekomej poprawy bezpieczeństwa czy dla nabijania państwowej kasy?
Dość powiedzieć, że za każdym zdjęciem idą pieniądze (minimum 500 zł na skrzyżowaniach, przez 2 tys. zł na przejazdach kolejowych, a maksimum to 4000 zł - przy zbiegu kilku wykroczeń). Jakie są "złotówkowe" fakty to widać, a resztę można sobie dopowiedzieć.
O 15 punktach karnych na dokładkę na każdej krzyżówce już można nie wspominać.
Drobiazgi drogowe
System kamer, które teoretycznie mają zwiększać bezpieczeństwo na niektórych skrzyżowaniach w kraju, nazwano Red Light. Niestety tylko teoretycznie, bo praktycznie są bardziej maszynką do zarabiania pieniędzy dla budżetu co widać po powyższych liczbach.
Faktem jest, że przez pierwsze pół roku kamerki i czujniki zarejestrowały 60 tys. wykroczeń w kraju. Jakie to wykroczenia? Przeważnie drobiazgi drogowe, które z większym bezpieczeństwem mają niewiele wspólnego.
- Jeśli jest to tak duża liczba, to należy się zastanowić czy te wykroczenia faktycznie komukolwiek zagrażają - slyszymy.
Albowiem faktyczną przyczyną absolutnej większości wypadków jest nadmierna prędkość i nieustąpienie pierwszeństwa przejazdu.
Jak szukają kierowcy?
Kamery RedLight automatycznie rejestrują pojazdy, które przekroczyły linię zatrzymania na czerwonym świetle. Nagrania trafiają do Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym (CANARD), gdzie znajdowany jest w bazie właściciel pojazdu.
Obywatel otrzymuje pocztą przesyłkę ze zdjęciem i mandatem, który może ale nie musi płacić. Jeśli bowiem w ciągu tygodnia wskaże z imienia i nazwiska kto wówczas kierował to ten ktoś dostanie mandat. Właściciel pojazdu może też odmówić przyjęcia mandatu. Wówczas sprawa trafi do sądu i trzeba mieć niezbite dowody swojej niewinności, aby taką sprawę wygrać.
A wkrótce na polskich drogach pojawią się kolejne kamerki. I po to tylko chyba, aby zadręczać kolejne tysiące kierowców...
O systemie Red Light obok jeleniogórskiej Castoramy pisaliśmy kilkukrotnie: