Panie bibliotekarki i Panowie bibliotekarze z jeleniogórskiej Książnicy Karkonoskiej proponują kolejne tytuły, po które – ich zdaniem – warto sięgnąć. Piszą o nich w swoich recenzjach. Zapraszamy do lektury.
Sudety. Slow przewodnik. Petr Zralek
„Jelenia Góra. Tu mają wszystko!” Tym zdaniem Petr Zralek rozpoczyna kolejny z serii „Slow przewodników” po Polsce. Przewodnik, który nie tylko pokaże Ci najpopularniejsze szlaki, ale też pozwoli zanurzyć się w ich tajemniczą i fascynującą historię.
Zamiast listy suchych faktów i map, otrzymasz wciągającą, bogato ilustrowaną opowieść, która przeniesie cię w głąb sudeckich pasm. Autor z opisuje nie tylko górskie szlaki, ale także związane z nimi legendy, mity oraz historyczne wydarzenia. Dzięki temu każda wędrówka stanie się przygodą i podróżą w czasie.
Dowiesz się, skąd wzięły się Winne Historie, gdzie można skosztować lokalnej kuchni i ile razy okrążyć kaplicę św. Anny w miłosnej intencji.
To świetny wybór zarówno dla doświadczonych turystów, którzy chcą poszerzyć swoją wiedzę, jak i dla początkujących, którzy szukają inspiracji i motywacji do odkrywania tych niezwykłych gór. To książka, która sprawi, że pokochasz Sudety jeszcze bardziej. (ag)
Książka dostępna w Dziale Regionalnym z Czytelnią.
Wschód słońca w dniu dożynek. Suzanne Collins (powieść fantastyczna – dystopia 14+)
Dwanaście Dystryktów i Kapitol, który wszystkimi rządzi. Państwo przemocy, terroru i niesprawiedliwego podziału dóbr, w którym aktów nieposłuszeństwa można dokonywać jedynie w ukryciu, a jeśli jawnie to z narażeniem zdrowia lub nawet życia (nie tylko swojego, ale także swoich bliskich). Czy w takich warunkach można w ogóle myśleć o bojkocie corocznych, krwawych Głodowych Igrzysk? Szczególnie, gdy nadchodzi wielkie 50-lecie i dla lepszego widowiska przed kamerami zabijać ma się dwa razy więcej trybutów?
Autorka powraca do świata „Igrzysk śmierci”, ponownie przenosząc nas w przeszłość świata przedstawionego. W porównaniu do „Ballady ptaków i węży” widzimy już znacznie lepszy stopień zorganizowania Panem, a przemysł Głodowych Igrzysk rozwija się i kwitnie w najlepsze, choć wciąż posiada wiele luk, których nie dostrzeżemy w trylogii o Kosogłosie. Tym razem głównym bohaterem jest Haymitch Abernathy – trybut, którego nie wybrano poprzez losowanie…
Książka jest dobrym dopełnieniem i wyjaśnieniem tylko nakreślonych w głównej serii motywów. Dzięki fabule lepiej poznamy drugoplanowe postacie (mamy na przykład przyjemność podejrzeć rodziców Katniss Everdeen za młodu) i w pełni zrozumiemy, dlaczego Haymitch tak bardzo się stoczył. Scena Igrzysk, jak w każdej części, jest ciekawie przemyślana i bardzo wymowna (zło często ukrywa się pod piękną otoczką), a motywy sabotowania intrygująco budują napięcie.
Nie obyło się jednak bez powtórzeń, jako że Haymitch w niektórych zachowaniach i błędach mocno przypomina Katniss. W treści znajdziemy oczywiście wiele motywów oryginalnych i nowych, lecz przy tym sporo jest scen, które wywołują wrażenie: „to już było”, w tym motyw ukochanej z Trupy podobnej w buntowniczych zachowaniach do Lucy Gray. Do tego ten skrajny fatalizm.
Snow po prostu uwziął się na głównego bohatera i momentami zdaje się, jakby znał wszystkie jego myśli – Wielki Brat w skondensowanej wersji, „Snow zawsze na szczycie”. Aż ciarki przechodzą po plecach. Tak pesymistycznie nakreślone zdarzenia sprawiają, że „Wschód słońca w dniu dożynek” ogołaca czytelnika z nadziei i nawet epilog niekoniecznie podnosi na duchu, ratunkiem staje się tylko znajomość finału zdarzeń z głównej serii.
Wydawcy zadbali o podobną szatę graficzną okładki i wnętrza (i tym razem zachowano podział na trzy części). Choć jako tło dobrano fiolety, to nie zabrakło motywu kosogłosa, do tego w złocie i naprzeciw węża. To dobre nawiązanie do istotnego w fabule rekwizytu, do tego metaforycznie opisujące starcie, jakiego będziemy świadkami.
Najnowsza książka Suzanne Collins to z jednej strony mocna przestroga i dopełnienie historii rządzonego przez Snowa Panem, z drugiej odarta ze złudzeń, brutalnie posępna opowieść, która pozostawia nieprzyjemne finalne wrażenie. Dla mnie to najsłabsza część spośród napisanych przez autorkę. Jeżeli jesteście fanami „Igrzysk śmierci” sami się przekonajcie, jakie wywoła ona na was wrażenie. Książkę można wypożyczyć w Bibliotece Dziecięco-Młodzieżowej i Filii nr 8, wraz z innymi częściami serii znajduje się ona w zbiorze książek fantastycznych.
mkc
Café Groll. Jan Štifter
Nie potrafię wytłumaczyć fenomenu sposobu pisania tego autora. Jego prowadzenie fabuły mnie onieśmiela, wywołuje trudne do sprecyzowania emocje i skojarzenia. Sceny w tej niedługiej opowieści są bardzo teatralne, klimat jak z czarno-białych filmów przedwojennych, erotyka i delikatność jak u Menzla.
Za tło historii o namiętności i zemście wybrał Štifter budziejowickie domy publiczne z 1920 roku, panuje w nich piękno kobiecego ciała, porządek, tajemnica i oczywiście zabawa. Prostytutki są jak klejnoty i łamią męskie serca, ale i ich serca można złamać. Tak jak to zrobił Magdalenie doktor Rudolf Slíva, główny bohater książki.
Kawaler Slíva dostał w 1920 roku etat doktora kobiet lekki obyczajów w Budziejowicach, jest już po trzydziestce, za sobą ma nieliczne doświadczenia z kobietami. W Budziejowicach traci głowę dla pięknej i bogatej Salomeny i jeszcze piękniejszej Anny Václavíkovej – legendy Café Groll, której doktor nigdy nie widział, chociaż obsesyjnie się tego domaga.
Czas burdeli mija, zostają zakazane, cały świat ulega zmianie, przychodzi kolejna wojna a po niej i po wydarzeniach z 1948 roku Rudolfa dopada nostalgia i wspomina z sentymentem czasy, kiedy badał wszystkie budziejowickie prostytutki. Wspomina też Salomenę. Okazuje się, że ona też o nim nie zapomniała, nie wybaczyła mu tego, że przegrała z obsesją na temat legendarnej Anny z Café Groll. Jest bogata, może wiele. Jemu właśnie chcą dokwaterować lokatorów do kamienicy po teściu.
Książka Jana Štiftera wywołała u mnie gamę nastrojów, przede wszystkim, dzięki znakomitej, obrazowej, malarskiej narracji na cały wieczór wyrwałam się do Budziejowic, tych z 920 roku i tych po wojnie. Przytłoczył mnie kontrast. Szalone lata dwudzieste i szary, smutny czas po zamachu praskim.
„W Budziejowicach działało osiem domów uciech. Dwa udawały kawiarnie. Café Tripolis Marie Machatej, którą zastąpiła potem Marie Taliánová, przy ulicy Svatotrojickiej, oraz Café Groll madame Vlasty Holubovej przy Kasárenskiej. Pod koniec XIX wieku domy schadzek znajdowały się jeszcze w okolicach centrum miasta, ale w omawianym czasie przesunęły się na nowe ulice obok. Różniły się liczbą pań, było ich od jednej, dwóch do siedmiu. Wszystkie stanu wolnego, same katoliczki, każda bezbłędnie posługiwała się językiem niemieckim. {…} Były piękne i takie zostały na zdjęciach. Na portretach z pracowni świetnych fotografów.”
I tak mi smutno z powodu Magdaleny, słyszę jak gra na pianinie, a serce ma w smutku.
Książka dostępna w zbiorach Książnicy Karkonoskiej.