Sobota, 27 lipca
Imieniny: Julii, Natalii
Czytających: 6239
Zalogowanych: 19
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Jelenia Góra: O polskim Hollywood z Andrzejem Krakowskim

Czwartek, 24 września 2015, 10:28
Aktualizacja: Piątek, 25 września 2015, 7:48
Autor: Przemek Kaczałko
Jelenia Góra: O polskim Hollywood z Andrzejem Krakowskim
Fot. Przemek Kaczałko
Do Jeleniej Góry po raz kolejny zawitał reżyser, scenarzysta i producent filmowy – Andrzej Krakowski, który mieszka w Nowy Jorku i wykłada na tamtejszej uczelni. W Jeleniogórskim Centrum Kultury spotkał się z miłośnikami kina, promując jednocześnie swoją książkę pt. „Pollywood”.

- 1968 rok to była zmiana generacyjna. Wrzało w Ameryce, Paryż się palił, w Niemczech były bunty studentów, Czechosłowacja – to był jeden rok. A w Polsce partia nazywając Żydów mniejszością narodową, pozbyła się zasiedziałych obywateli. Po demonstracjach zwalniali studentów z uczelni, wyrzucali naszych rodziców z pracy, tworzyli warunki, w których nie da się żyć. Od czerwca 1967 r. do końca 1971 r. do wydziału MSW, który się trudnił szukaniem żydowskich korzeni obywateli Polski, napłynęły 4 miliony donosów – wspomina Andrzej Krakowski.

- W Łodzi kończąc czwarty rok studiów byłem atakowany w prasie. Nagle dostałem propozycję 6-miesięcznego stypendium w Hollywood – opowiadał doświadczony reżyser. Po trzech tygodniach pobytu w Los Angeles wraz siostrą dowiedział się, że zostali pozbawieni obywatelstwa polskiego.
Przyszedł taki moment refleksji, że skończył się pewien etap w życiu, że do Polski już nie wrócimy, bo Polska nas nie chce. W związku z tym jednego dnia przeszliśmy na język angielski. Był to 1968 rok, a scenariusz do „Ogniem i Mieczem” pisałem w 1993 roku – to była pierwsza rzecz, którą po tylu latach napisałem po polsku, to było takie przebudzenie, bo zorientowałem się, że myślę po angielsku – kontynuował Andrzej Krakowski.

W Hollywood był wtedy Roman Polański, Krzysztof Komeda, Marek Hłasko, Jerzy Elbratowski – kompozytor, byli też Mrożek, Grotowski, a także aktorka Teresa Watras – wymieniał A. Krakowski., który wspomina, że „królem” był wtedy Polański, który dwukrotnie uratował studio Paramount od bankructwa robiąc „Dziecko Rosemary”, a później „Chinatown”. Gość wtorkowego spotkania w JCK-u przytoczył też nazwiska z przedwojennej Polski, które tworzyły Hollywood: Henryk Wars – kompozytor, Józef Lejtes, Bronisław Kapel – laureat Oscara za muzykę do filmu „Lili”.

Tym sposobem rozmowa ze znanym reżyserem, scenarzystą i producentem filmowym przeniosła się na temat książki, w której Andrzej Krakowski podejmuje tezę, że nie byłoby takiego kształtu Hollywood, gdyby nie Polacy i ich wkład w historię kina amerykańskiego. Dlatego też publikacja nosi tytuł „Pollywood”. - Powstanie przemysłu amerykańskiego zbiegło się z rozwojem przemysłu medialnego. Po tylu latach badań widzę, że to media decydują, kto będzie prezydentem, kto pójdzie „siedzieć”, czy waluta pójdzie w górę, czy w dół, co będziemy nosić, gdzie pojedziemy. Nie ma dziedziny medialnej, która nie zaczynałaby się na ziemiach historycznie polskich, albo obecnej Polski – tytułem wprowadzenia mówił Krakowski.

- Mówimy o okresie w Stanach od 1880 r. do 1920 r. W historii to jest oficjalnie znany okres wielkiej emigracji, przyjeżdża 23 miliony ludzi – dlaczego nie Szwedzi, Włosi, Francuzi, a właśnie maleńka grupa ludzi urodzonych na tych terenach – to mnie zafascynowało – opowiadał autor książki. Zaczynając, nie patrzyłem na pochodzenie. Wszyscy ludzie, którzy urodzili się na terenie Polski, są Polakami – bez względu na kolor skóry, oczu, płci, pochodzenia, religii. W Polsce istnieje idiotyczny podział – gdy zapytam w Stanach czy jesteś Amerykaninem, czy Żydem, to on nie miałby pojęcia co ma mi odpowiedzieć. Uważam, że tego typu podziały są z wielką szkodą dla kraju, dla społeczeństwa. Przeważnie kto dzieli? Ludzie z wielkim kompleksem mniejszości – muszą podzielić, żeby siebie podbudować – mówił gość spotkania. Wśród osób urodzonych na terenach Polski wymienił m.in.: Siegmunda Lubina (Zygmunt Lubszyński), który stworzył pierwszy ruchomy projektor. Samuel Goldwyn (ur. jako Szmul Gelbfisz w Warszawie), którego nazwisko znalazło się na szyldzie Metro Goldwyn Mayer. Był producentem, który zrobił pierwszy film długometrażowy w mieście, które nazywało się Hollywood. Pierwszy multipleks wybudował Lubin w Philadelphi, a następnie pałeczkę przejął Nathan Harry Gordon urodzony w Wilnie. Następnie bracia Warner, których było czterech, a trzech urodziło się w Krasnosielcu koło Warszawy – oni wprowadzili dźwięk do filmu – dźwięk, który jest oparty na patencie Józefa Tykocińskiego z Włocławka. Jeśli chodzi o film kolorowy, to patent Eastmana Kodaka jest oparty na patencie Jana Szczepanika z Rudnik. Billy Wilder urodził się w Suchej (dzisiaj Sucha Beskidzka), Max Fleischer urodzony w Krakowie wprowadził Walta Dinseya do przemysłu, Max Factor, którego kobiety znają z kosmetyków w 1928 r. otrzymał pierwszego Oscara, za charakteryzację do filmu. Max Factor urodził się w Łodzi, choć niektórzy twierdzą, że w Zduńskiej Woli – wymieniał Andrzej Krakowski. Te, i wiele innych nazwisk można poznać dzięki literaturze reżysera mieszkającego w Nowym Jorku.

Gość Jeleniogórskiego Centrum Kultury opowiadał też o relacjach w świecie filmu. - Żyjemy w dwóch różnych światach. W Polsce uznawano scenarzystę jako niezależnego autora pomysłu filmu. Bardzo często reżyserzy chcieli, żeby scenarzysta był na planie. W Stanach Zjednoczonych w momencie, kiedy sprzedaję scenariusz – nie mam do niego już żadnych praw. Wtedy rozpoczynał się w Stanach taki ciekawy proces, bo natychmiast do scenariusza ktoś chciał się dopisać – reżyser, producent przychodzili czasami ze zmianami, które nie miały sensu tylko po to, aby te zmiany zaistniały. Wynikało to stąd, że w przemyśle amerykańskim tylko dwa zawody do końca lat 80. miały prawo do tantiem – to byli kompozytorzy i scenarzyści. - Mam taki zwyczaj, że nigdy nie jadam z aktorami, bo aktor mówi o sobie. Nie jestem w stanie nic się od nich dowiedzieć, ich interesuje własne ego – dodał.

- Przyjeżdżałem do Sobieszowa, jako dziecko na wakacje. Ojciec był wtedy w rządzie, było tu dużo poniemieckich willi i ojciec dał dziadkowi, który był nieznośny jak Sam Goldwyn – willę. Powrót tutaj jest podróżą sentymentalną – podkreślił Andrzej Krakowski, który ostatni raz był w naszym mieście w czerwcu br. kiedy to był jednym z gości Festiwalu Reżyserii Filmowej, po którym pozostał z żoną Mają w Cieplicach na dwa tygodnie i jak zapewnia, będzie tu wracać.

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (1)

komentarz usunięty
SKOMENTUJ
Tylko zalogowani użytkownicy mogą komentować ten artykuł. Zaloguj się.

Czytaj również

Sonda

Czy jeździsz koleją?

Oddanych
głosów
687
Tak, często
16%
Czasami
44%
Nigdy
9%
Nie, wolę autobus
2%
Nie, bo mam samochód
29%
 
Głos ulicy
Czy Teatry Uliczne w tym roku się podobały?
 
Warto wiedzieć
Ile wody powinniśmy pić w ciągu doby?
 
Rozmowy Jelonki
Mam nadzieję, że telefon wkrótce zadzwoni
 
Turystyka
Strzecha Akademicka – chwila wytchnienia w drodze na Śnieżkę
 
Ciekawe miejsca
Tylko dla wytrwałych: Karkonosze w 1 dzień
 
Aktualności
Nie chcą więcej imprezy techno
 
Aktualności
Pełnia w Karkonoszach. Czy komuś przeszkadza księżyc?
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group