Była jeleniogórska posłanka na Sejm V kadencji z listy Platformy Obywatelskiej, z wykształcenia nauczycielka, Beata Sawicka, zasłynęła dokładnie 1 października 2007 roku, gdy została zatrzymana przez funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego pod zarzutem przyjęcia korzyści majątkowej za próbę tzw. ustawienia przetargu publicznego, wspólnie z Mirosławem Wądołowskim, burmistrzem Helu. Sawicka twierdziła, że te 100 tys. zł, które przyjęła, to nie łapówka, ale pożyczka na kampanię wyborczą. I tę kwotę chciała oddać. Proces trwa od października ub. r.
W powakacyjnym procesie Sąd Okręgowy w Warszawie uznał, że wniosek jest „nieprzydatny do rozstrzygnięcia sprawy”. Zdaniem sądu działania agentów należałoby uznać za nielegalne, bo „zamiast proponowania określonych zachowań okazałyby się podżeganiem do nich”.
Sąd zaznaczył przy tym, że nie ma w tym przypadku możliwości czynienia ustaleń dotyczących odpowiedzialności funkcjonariuszy CBA, bo byłoby to równoznaczne z „wykroczeniem poza granice oskarżenia”.
Sprawa utkwiła jednak w martwym punkcie. Sąd oczekuje na oczyszczenie z szumów pięćdziesiąt godzin nagrań z podsłuchów, które dokonali agenci CBA udający biznesmenów. Kiedy uda się tego dokonać? Nie wiadomo. Obecnie eksperci od fonoskopii są zajęci przeprowadzeniem dokładnej analizy nagrań z „czarnych skrzynek” rządowego samolotu rozbitego pod Smoleńskiem.