Smażyli nie tylko tradycyjne pączki, ale i faworki: najpopularniejsze tłustoczwartkowe przysmaki, którymi łasuchy, za pozwoleniem tradycji, dziś (czwartek) mogą się objadać.
Jak mówią mistrzowie piekarscy i cukierniczy, zakłady przygotowują po około trzech tysięcy pączków o różnych smakach: z różą, budyniem i ajerkoniakiem w środku. Tradycyjnie cieszą się sporą popularnością wśród jeleniogórzan, ale kolejek – które jeszcze kilka lat temu ustawiały się przed cukiernią – nie ma.
– Kiedyś zbiorowe zamówienia miały zakłady pracy, a i ludzie kupowali po kilkadziesiąt sztuk – wspominają cukiernicy. – Dziś składają znacznie skromniejsze zamówienia, ale pączków dla nikogo nie zabraknie – dodają.
Podstawą powodzenia przy wypieku, a raczej smażeniu, pączków, jest dobry tłuszcz oraz wyrobione należycie ciasto z dodatkiem… spirytusu. – Wówczas pączek „nie pije” tłuszczu i jest smaczniejszy. Do tego lukier, czekolada lub cukier puder na wierzch i przysmak gotowy.
Ludzie, którzy wypieki przygotowują, mają sporo pracy i to niełatwej. – Ciasto trzeba ugnieść rękoma, w zasadzie wszystko robi się ręcznie i to w dodatku w oparach gorącego tłuszczu – mówi jeden z czeladników. I tak przez kilka godzin, dopóki tace ze świeżymi pączkami nie zapełnią się.
<b> Zamiast pączków, boczek i wódka </b>
Tłusty czwartek był niegdyś początkiem tłustego tygodnia - czasu wielkiego obżarstwa. Początkowo nasi przodkowie objadali się słoniną, boczkiem i mięsem, które suto zapijano wódką. Obecnie najpopularniejszymi potrawami są pączki i faworki.
Istnieje przesąd, że jeśli ktoś w tłusty czwartek nie zje ani jednego pączka, nie będzie się mu wiodło. Polakom to chyba jednak nie grozi - co roku tego dnia, przeciętny Kowalski zjada 2,5 pączka na głowę, a wszyscy Polacy w tym czasie pochłaniają ich prawie 100 mln.
