– W środę rano w Siedlęcinie koło piekarni ktoś jadąc samochodem wyrzucił z niego młodego psa podobnego do dalmatyńczyka – napisał do nas Czytelnik przesyłając zdjęcia zwierzęcia.
Pies jest spokojny, ale bardzo smutny. Ma czerwoną obrożę. Widać, że nie jest bezpański. – Może uda się rozpoznać zwierzę lub właściciela publikując jego zdjęcie? – zastanawia się znalazca czworonoga. Prośbę spełniamy.
Zainteresowani mogą napisać e-mail na adres instoka@interia.pl
Początek ciepłych pór roku to dramat dla wielu psów, które corocznie wyrzucane są przez właścicieli z jadących samochodów. Pół biedy, jeśli pies zostanie porzucony pośród ludzi. Gorzej, kiedy wywożony jest do lasu i często przywiązywany do drzew smyczą, aby nie wracał śladem swojego „pana”.
– Takie zwierzę często ginie w męczarniach – mówią pracownicy schroniska dla małych zwierząt, gdzie trafiają bezpańskie psy.
Często przynoszą je znalazcy, ale bywa, że i właściciele podrzucają zwierzęta pod bramy placówki. – Zbliża się długi weekend, będą wakacje, a zwierzęcia nie ma z kim zostawić w domu. Najprostszy sposób: pozbyć się go – usłyszeliśmy.
Nierzadsze są przypadki, kiedy ludzie przywożą do placówki zwierzęta i otwarcie mówią, że się ich chcą pozbyć, bo sobie z nimi nie radzą. Najczęściej dotyczy to psów ras uznanych za groźne bądź ich mieszańców. – Zwierzę cieszy oko, dopóki jest małe i nie ma z nim większych problemów. Kiedy ze szczenięcia przeobraża się w olbrzyma, ludzie panikują i nie chcą już takiego „przyjaciela” we własnych czterech kątach – tłumaczą opiekunowie zwierząt.
Schronisko przy ul. Spółdzielczej jest przy tym przepełnione i trudno wygospodarować miejsce dla jeszcze jednego psa. Z powodu tłoku placówka nie prowadzi już tak zwanego hotelu dla psów, w którym – na czas wakacji – właściciele za odpowiednią opłatą mogli pozostawić swoje pupile w boksach, a po powrocie z letnich wojaży – zabrać zwierzę do domu.