Piątek, 29 marca
Imieniny: Helmuta, Wiktoryny
Czytających: 11364
Zalogowanych: 16
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

JELENIA GÓRA: Major Pasek gra w wiecznej orkiestrze

Poniedziałek, 29 grudnia 2008, 9:56
Aktualizacja: Wtorek, 30 grudnia 2008, 13:20
Autor: TEJO
JELENIA GÓRA: Major Pasek gra w wiecznej orkiestrze
Fot. Zbiory Jeleniogórskiej Biblioteki Cyfrowej
W grudniu mija 20 lat od odejścia majora Józefa Paska, jednego z wybitniejszych aczkolwiek zapomnianych jeleniogórzan, któremu – choćby z okazji tej smutnej i okrągłej rocznicy – należy się kilka słów wspomnień.

Przeglądając strony Jeleniogórskiej Biblioteki Cyfrowej natrafiłem na notkę dotyczącą Pana Majora. Napiszę wielką literą, bo każdy tak się do Niego zwracał. Każdy, kto do 80. lat XX wieku uczęszczał do Państwowej Szkoły Muzycznej I i II stopnia, kto grał w wojskowej orkiestrze lub w jakikolwiek sposób był związany z tamtym środowiskiem.

Nie będę cytował życiorysu Józefa Paska, tak kompletnie nakreślonego przez Agatę Kempiak w notce JBC. Wspomnę tylko, że – chyba jako jedyny jeleniogórzanin – Pan Major skomponował operetkę „Angelina”, dziś pewnie już zupełnie zapomnianą. Jest też autorem hymnu Szkoły Radiotechnicznej, zwanego też Pieśnią Radiotechników, do której słowa napisał sam ówczesny komendant placówki płk Wacław Kazimierski. Przez lata był szefem orkiestry garnizonowej, na instrumentach dętych grał w Jeleniogórskiej Orkiestrze Symfonicznej. Uczył gry na akordeonie oraz puzonie w PSM I i II stopnia im. Moniuszki.

Major Pasek, kiedy już miałem zdolność do jakiegoś tam kojarzenia (a było to w drugiej połowie lat 70., chodziłem do akordeonowej podstawówki) szalenie przypominał mi dobrego wojaka Szwejka. Zwłaszcza jak założył mundur, co mu się czasem zdarzało. W Państwowej Szkole Muzycznej postać Pana Majora zawsze budziła respekt.

Ale nie ze względu na wojskową estymę, czy też ten bojaźliwy szacunek, który czujemy na widok uniformu. Nie. Pasek był niesłychanie ciepłym człowiekiem. W przeciwieństwie do wielu nauczycieli zawsze miał słowo pociechy dla ucznia. A kiedy siedział w komisji egzaminacyjnej, nie zdarzyło się, aby po tym stresującym występie, nie pogratulował zdającemu, choćby ten zupełnie spartolił zadany program.

Kiedy tylko major Pasek Józef wchodził do szkoły muzycznej, zawsze coś musiał „nabroić”. Sam był przy tym rozbrajający. Mówił lekko jąkając się i sepleniąc, co tylko dodawało Mu pewnego uroku. Mnie utkwił jeden incydent, który przypłaciłem, nie tylko zresztą ja – atakiem histerycznego śmiechu, choć pewnie jego bohaterom do śmiechu nie było. Otóż Major Pasek wdał się z kimś w rozmowę i szedł tak ze swoim interlokutorem tyłem przez korytarz szkoły muzycznej. Rozmówca przodem, Major tyłem.

Major oczywiście cały czas nadawał, a rozmówca z zaciekawieniem słuchał tych wynurzeń. Pasek niósł przy tym szklankę wrzącej kawy, takiej plujki, wymachiwał nieco ręką i tej kawy trochę mu tu i tam kapało. Zauważyła to woźna, która w te pędy wzięła szmatkę i zaczęła podążać w celu wytarcia owej kawy. Ale major Pasek Józef nie zauważył jej, co było łatwe, bo przecież szedł tyłem. Ona idzie, wszyscy patrzą się na ten spektakl, a Major Pasek wpada na woźną z impetem, przewraca kobiecinę i sam przy tym wykonuje pół salto, rozpaczliwym wzrokiem odprowadzając szklankę z wrzącą kawą, którą właśnie upuścił i która nieuchronnie zmierza na głowę woźnej…

Rozlega się przeraźliwy huk lądującego na czterech literach majora Paska Józefa oraz głośny krzyk – K…. jego mać, Panie Majorze! – wydobywający się z gardła woźnej, która właśnie zaliczyła cios szklanką z wrzącą kawą… Wszystko to w błyskawicznej reakcji histerycznej głupawki kilku uczniów, którzy ową scenkę – trwającą może kilka sekund – oglądali z rozdziawionymi gębami. Głośno śmiać się nie wypadało, bo w końcu major Pasek Józef był nauczycielem, a powstrzymać się nie szło.

Major Pasek Józef szybciej się podniósł niż upadł i zaczął błagać o przebaczenie woźną: - Papapapani Uuuulu, psiepsie psie psie prasam, nie nie nienie chciałem, babababrdzo psieprasiam!
Pani Ula wyglądała jak siedem nieszczęść z twarzą całą w kawowych fusach i włosach w kawowej ondulacji… Pewnie i poparzonych z lekka. Strasznie się dąsała. – No jeszcze by brakowało, żeby pan chciał, Panie Majorze – mówiła prawie płacząc wściekła, że całe towarzystwo rechocze, a ona stoi jak to nieszczęście spłukane kawą. Ale szybko jej przeszło, bo na Majora nie sposób było się gniewać…

Niestety, 22 grudnia 1988 roku Major Józef Pasek po raz ostatni przyszedł do Szkoły Muzycznej przy ulicy 22 Lipca (wtedy – dziś Piłsudskiego). Jak pisze A. Kempiak, upadł i już nie odzyskał przytomności. Przeniósł się do wiecznej orkiestry. O drugiego takiego oryginała bardzo trudno, więc pewnie nie ma swojego następcy, bo tacy ludzie są po prostu są niezastąpieni.

Warto może wpisać postać Pana Majora do panteonu oczekujących na bardziej trwałe uhonorowanie, choćby w postaci ulicznego szyldu z Jego prostym, ale budzącym tyle wspomnień nazwiskiem.

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (14)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Sonda

Na którego kandydata zamierzasz głosować 7. kwietnia?

Oddanych
głosów
62
Jadwiga Błaszczyk
11%
Anna Korneć-Bartkiewicz
16%
Jerzy Łużniak
23%
Piotr Paczóski
3%
Hubert Papaj
24%
Nie będę wcale głosować
23%
 
Głos ulicy
Nie chodzę do fryzjera, bo fryzjer przyjeżdża do mnie
 
Miej świadomość
100 konkretów (zrealizowano 10%): SUKCES czy PORAŻKA?
 
Rozmowy Jelonki
Przebudowy i remonty
 
112
Aż 122 osoby zginęły w wypadkach!
 
Aktualności
Zmarł Zygmunt Trylański
 
Polityka
Autobusy za darmo?
 
Kilometry
Pociągiem do Karpacza już w czerwcu
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group