Czwartek, 28 marca
Imieniny: Anieli, Jana
Czytających: 9487
Zalogowanych: 22
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Jelenia Góra: “Ania z Zielonego Wzgórza” po bożemu (recenzja)

Sobota, 3 czerwca 2017, 8:24
Aktualizacja: 19:55
Autor: Manu
Jelenia Góra: “Ania z Zielonego Wzgórza” po bożemu (recenzja)
Fot. Archiwum Jelonki.com/Przemek Kaczałko
Premierowa publiczność w miniony czwartek (01.06) w jeleniogórskim Teatrze im. Cypriana Kamila Norwida była tym razem inna niż zazwyczaj. Na przedstawienie “Ania z Zielonego Wzgórza” w adaptacji Henryki Królikowskej na kanwie powieści Lucy Maud Montgomery przyszło wiele dzieci, które nie mogły się napatrzeć na stroje aktorów i oklaskiwały piosenki. Ale musical w reżyserii Andrzeja Ozgi podobał się także dorosłym.

Wystawić “Anię z Zielonego Wzgórza” na scenie, to zadanie nie lada. Bo każdy, kto czytał książkę kanadyjskiej pisarki Lucy Maud Montgomery ma swoje wyobrażenie o postaciach i ulubione fragmenty powieści. A nie wszystkie epizody da się przenieść na scenę, więc zawsze znajdzie się widz, który będzie czuł niedosyt.

Reżyser jeleniogórskiej inscenizacji, Andrzej Ozga, oparł się na musicalowej adaptacji Henryki Królikowskiej, która główny akcent położyła na początkowe rozdziały książki, opisujące przyjazd rudowłosej, gadatliwej, nastoletniej sieroty - Anny Shirley, która trafia do Mateusza i Maryli Cuthbertów, rodzeństwa w średnim wieku, którzy mieszkają na pięknych wzgórzach w Avonlea. Pierwszy akt spektaklu poświęcony jest właściwie tylko temu wydarzeniu, w drugim - dominują epizody szkolne, zaś w trzecim na pierwszy plan wysuwa się dramatyczny moment śmierci Mateusza. W warstwie fabularnej zabrakło więc wielu zabawnych i wzruszających historii, lecz siłą rzeczy nie wszystko dało się w przedstawieniu zmieścić. Na szczęście widowisko nie traci na fabularnej spójności, a poszczególne epizody nie sprawiają wrażenia wyrwanych z kontekstu.

W przedstawieniu występuje kilkunastu wykonawców, jednak ciężar gry spoczywa na trojgu aktorach: Annie Ludwickiej-Mani, Iwonie Lach i Bogusławie Siwko. Ta trójka radzi sobie bardzo dobrze. Ania kreowana przez Annę Ludwicką-Manię jest taką, jaką sobie wyobrażamy: szalona, romantyczna, szczera i bystra; pełna energii w scenicznych psotach oraz subtelna w śpiewie, kiedy snuje marzenia o prawdziwym domu czy bajecznej sukni z bufiastymi rękawami. Dodać trzeba, że Anna Ludwicka-Mania znakomicie poradziła sobie z partiami wokalnymi. Maryla w wykonaniu Iwony Lach to początkowo oschła i zasadnicza kobieta, która pod wpływem Ani zmienia się w uczuciową osobę. O małomównym Mateuszu w interpretacji Bogusława Siwko niemal od razu wiemy, że jest poczciwym i pełnym ciepła człowiekiem. Z bohaterów drugiego planu trzeba docenić Martę Kędziorę (Diana Barry), Kazimierza Krzaczkowskiego (Pan Phillips, nauczyciel szkoły w Avonlea), Elżbietę Kosecką (Małgorzata Linde) oraz gościnnie występującego Stefana Krzysztofiaka, który dostał wdzięczną rolę Gilberta Blythe'a i oprócz zdolności wokalnych pokazał aktorskie zacięcie.

Spektakl wypełnia taniec (choreografię ułożył Tomasz Tworkowski), muzyka (teksty lirycznych piosenek napisał Maciej Wojtyszko, a muzykę do nich Zbigniew Karnecki) i śpiew, a uroku dodaje scenografia i kostiumy Katarzyny Sankowskiej, gdzie widz znajdzie i Zielone Wzgórze, i szkołę, i rodzinny dom Maryli i Mateusza. Najważniejsze, że efekty wizualne (opieka scenograficzna i światła - Mariusz Napierała) i muzyczne (kierownictwo muzyczne - Jacek Szreniawa, aranżacje i nagrania - Robert Obcowski) nie spychają na dalszy plan istoty powieści Montgomery.

Andrzej Ozga nie eksperymentuje - jego widowisko jest dobrze skrojone, wszystko ma swoje proporcje, czas i miejsce. Dosyć trafnie wyważył liczbę przygód rudowłosej Ani Shirley, które stanowią zwartą opowieść. Lecz jednak jeleniogórska “Ania z Zielonego Wzgórza” to propozycja, którą warto zobaczyć głównie z uwagi na kreację, jaką stworzyła Anna Ludwicka-Mania.

Ogłoszenia

Czytaj również

Komentarze (8)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group