W „Przekręcie wSPAniałym” fabuła płynie wartko; szybki dialog, błyskawiczne zmiany nastrojów. I wszystko kręci się jak na farsowy kołowrotek przystało.
Akcja rozgrywa się w SPA, gdzie powinno być relaksująco, spokojnie i zdrowo. Tymczasem zamiast błogiego odpoczynku widzowie otrzymują prawdziwy rollercoaster wydarzeń, w którym absurd goni absurd.
Odchudzają tu naszych bohaterów, a niektórzy z nich twierdzą, że nawet głodzą. Wyciskają z nich siódme poty – w czasie tańca i ćwiczeń.
Mąż Julii (Dorota Łukasiewicz–Kwietniewska) miał wypadek samochodowy, a jego ciało nigdy się nie odnalazło. Julia ponownie wyszła za mąż za Rolanda Dickerby (Rafał Kwietniewski). Wysokie odszkodowanie z ubezpieczenia pozwala jej i bliskim stworzyć luksusowe SPA. Tymczasem rzekomo nieżyjący mąż – Sidney (Wojciech Dąbrowski) niespodziewanie wraca do świata żywych.
No i od tej chwili zaczyna się prawdziwy chaos. Spadek i odszkodowanie stają pod znakiem zapytania, a bohaterowie wikłają się w coraz bardziej szalone sytuacje. Nagle sprawy się komplikują.
Szybkie zwroty akcji, błyskotliwe dialogi i cała galeria barwnych postaci, takich jak Olivia (Anna Bajer), teściowa Rolanda, Hooper (Krzysztof Grębski), sfrustrowany jeden z gości SPA, Vanessa (Marzena Oberkorn), żona byłego szefa Rolanda, i policjantka Campbell (Anna Makowska–Kowalczyk). A ponadto na scenie pojawia się manekin i … wielbłąd.
Komedia lekka i przyjemna z mistrzowską obsadą aktorską. Do tego wszystkiego dochodzi scenografia Wojciecha Stefaniaka i kostiumy Beaty Tomczyk oraz muzyka Bartosza Pernala. Wszystko to dopracowane w celu dobrej zabawy dla widzów. I trzeba przyznać, że cel ten został osiągnięty.
Publiczność wychodziła z jeleniogórskiego teatru z uśmiechem na twarzy i poczuciem totalnego rozluźnienia.