Chwile grozy przeżyli pracownicy jeleniogórskiego magistratu kiedy pod Ratusz podjechali strażacy z drabiną. Ktoś zauważył coś niepojojącego na dachu i wezwał straż pożarną. Okazało się, że to... dachówka się zbyt mocno poluzowała i mogła komuś spaść na głowę.
A tak zdarzenie wyglądało "okiem" sztucznej inteligencji:
W samo południe, kiedy chmury spowijały dachy miasta, a gołębie debatowały nad sensem życia na rynkowym zegarze, rozpoczęła się operacja „Dachówka”.
Na plac wjechał wóz strażacki – czerwony i połyskujący. Turyści przecierali oczy, niektórzy mieszkańcy wyciągali telefony, a emeryci ze swoich balkonów komentowali, że „za ich czasów dachówki zdejmowało się bez kamer”.
Strażacy za pomocą drabiny rozpoczęli wspinaczkę na dach. Udało się i pechową dachówkę zdjęli.
A na dole, staruszka pyta:
– A po co oni ją właściwie zdejmowali?
Na co słyszy odpowiedź:
– Bo się ruszała. I mogła komuś spaść na głowę.
I tak oto dachówka, niegdyś anonimowa, przeszła do historii jako "bohaterka" miejskiej mini-epopei.