Zmiana ajenta, który do tej pory przygotowywał obiady dla uczniów ze Szkoły Podstawowej nr 11 spowodowała, że dzieci i młodzież zostały skazane jedynie na kanapki i bułki ze sklepiku.
Dlaczego? Nie przewidziano bowiem, że wypowiedzenie umowy byłemu ajentowi wymaga natychmiastowego znalezienia nowego, który miałby oferować jakościowo lepsze usługi.
- Tą sprawą od początku zajmowała się rada rodziców - tłumaczy Waldemar Konert, zastępca dyrektora Szkoły Podstawowej nr 11. - Na wniosek rady rodziców były ajent dostał wypowiedzenie i rodzice mieli też znaleźć nowego zleceniobiorcę, bo to ich dzieci będą te obiady jadły.
Tymczasem od połowy września drzwi stołówki zostały zamknięte na głucho. Z wcześniejszych informacji wynikało, że stołówka miała być nieczynna co najwyżej na tydzień, jednak uczniowie skorzystają z niej dopiero od 15 października.
Dyrekcja szkoły tłumaczy, że nic tu nie zawiniła a rada rodziców mówi, że miała dobre intencje. Jak widać, w całym tym zamieszaniu zapomniano jednak o najważniejszej stronie tej sprawy – dzieciach. Dla wielu szkolny obiad pozostaje jedynym ciepłym posiłkiem w ciągu dnia. Dobrymi chęciami i tłumaczeniami się one nie najedzą.