Wszystko wydarzyło się w piątek (19.10. br.) przy ul. Wyczółkowskiego w Jeleniej Górze. Kto mieszka w okolicy tych socjalnych bloków wie, że krzyk i płacz jest tu sygnałem realnego, poważnego zagrożenia. Wiedzą o tym również pracownicy socjalni, którzy przychodzą tu głównie do rodzin „przemocowych” czy ludzi z innymi poważnymi problemami. Dlatego decyzja o wejściu do mieszkania, w którym krzyczała kobieta, świadczy o odwadze Elżbiety Filip i Małgorzaty Wójcik – Zubacz. Kilka miesięcy temu, w tym samym budynku i na tym samym piętrze, pewien mężczyzna biegał z nożem. Wtedy pani Małgorzacie trenującej sztuki walki włączył się tzw. siódmy zmysł i nie otworzyła drzwi do mieszkania, za którymi trwała awantura, ale natychmiast wezwała policję. Tym razem było jednak inaczej.
- Wbiegłyśmy do mieszkania, w którym na łóżku leżała młoda kobieta – opowiada Elżbieta Filip. – Powiedziała, że będzie rodzić, ale jeszcze nie teraz. Mówiła, że czeka na swojego partnera, który jedzie z pracy ze Szklarskiej Poręby, by zaopiekować się ich trzyletnim dzieckiem. Obok niej były dwie sąsiadki, ale żadna z nich nie zadzwoniła po pogotowie, bo przyszła mama przekonywała je, że to jeszcze nie pora. Ja jednak nie słuchałam tego co mówiła rodząca. Odruchowo sięgnęłam po telefon i zadzwoniłam pod numer 999 – relacjonuje pracownica jeleniogórskiego MOPS-u.
Małgorzata Wójcik – Zubacz po upewnieniu się, że sytuacja jest opanowana, wyszła do swojego podopiecznego mieszkającego naprzeciwko. I wtedy zaczęła się akcja porodowa.
- To były minuty. Najpierw pojawił się kolejny krzyk, potem był mój drugi telefon na pogotowie, przez który pani dyżurna dokładnie poinstruowała mnie co mam robić – opowiada Elżbieta Filip. – Jedna z sąsiadek wyszła z mieszkania z przerażonym trzylatkiem. Zostałam ja i pani Grażynka siedząca przy głowie rodzącej. 20-letnia mama szarpała się z nami z bólu. Podrapała nas, narobiła nam siniaków, ale wtedy nie zwracałam na to uwagi. Z telefonem przy uchu wykonywałam polecenia dyżurnej pogotowia. Kiedy pojawiła się główka zrobiło mi się gorąco. Po kolejnym parciu, dziecko było już na świecie. Owinęłam je w koszulkę, obróciłam główką do dołu jak mi kazano, a potem spionizowałam malutką, która od początku płakała, co oznaczało, że wszystko jest dobrze. To było niesamowite przeżycie. Najlepsze, które przytrafiło mi się w tej niełatwej pracy – wyznaje pani Elżbieta.
W tym czasie do koleżanki dobiegła Małgorzata Wójcik – Zubacz, chwilę później dojechali pracownicy pogotowia.
- Kiedy w końcu udało mi się wyjść od mojego podopiecznego, który nie chciał mnie wypuścić z mieszkania, zobaczyłam jak Ela trzyma to dzieciątko na rękach – opowiada. – Byłam w szoku. Później pod blok podjechało pogotowie, więc pobiegłam, by pokazać, gdzie pracownicy pogotowia mają iść – dodaje Małgorzata Wójcik – Zubacz.
Elżbieta Filip pracująca 15 lat jako pracownik socjalny ośrodków pomocy społecznej (na przemian MOPS w Jeleniej Górze i GOPS w Kamiennej Górze) uważa, że zrobiła to, co do niej należało.
- Jestem z siebie zadowolona, że dałam radę, że znalazłam się w takim miejscu i w takiej chwili, kiedy realnie byłam tam potrzebna – mówi. – Tego dnia nie miałyśmy zaplanowanej wizyty u tej pani, ale cieszę się, że byłyśmy na miejscu. Z wyboru pomagam ludziom od 15. lat, ale zazwyczaj nie otrzymuję od nikogo podziękowań czy pochwał. Praca z ludźmi żyjącymi w takim środowisku jest bardzo stresogenna i więcej jest przykrych zdarzeń, niż tych pozytywnych. To co wydarzyło się w piątek, jest dla mnie jednak najlepszym dowodem na to, że wybrałam w swoim życiu właściwą drogę. Pracownicy pogotowia powiedzieli, że teraz jestem ciocią tej dziewczynki i tak też się czuję. Byłam tam wczoraj (22.10) by zobaczyć, czy mama i malutka już wyszły ze szpitala, ale jeszcze nie wróciły do domu. Z pewnością będę je odwiedzać – dodaje.
Pani Elżbieta początkowo uczyła się w „Handlówce”. To w swojej pierwszej pracy w sklepie spotkała dyrektorkę ośrodka pomocy społecznej z Kamiennej Góry, która dużo opowiadała o swojej pracy.
- Ona zaszczepiła we mnie chęć pomagania ludziom, którzy sami sobie w życiu nie radzą – wspomina pani Elżbieta. – Poszłam więc na odpowiednie studia i podjęłam pracę najpierw w GOPS w Kamiennej Górze, a później w Jeleniej Górze. Przeprowadzając się zmieniałam tylko ośrodki pomocy społecznej, ale cały czas pracowałam dla ludzi potrzebujących – dodaje.
W pracy pani Elżbieta znana jest z empatii do ludzi i doskonałego radzenia sobie w trudnych sytuacjach.
– To osoba o ogromnym sercu otwartym dla innych – mówi Wojciech Filipiak pracujący z naszą bohaterką. - Ela jest bardzo konkretna, w trudnych sytuacjach można na nią liczyć, bo zachowuje zimną krew. W środku natomiast jest bardzo delikatna i wrażliwa– dodaje.
Elżbieta Filip i Małgorzata Wójcik – Zubacz pracują ze sobą od lat. Przyjaźnią się też poza pracą i jak mówią, zawsze mogą na siebie liczyć.
- Razem tworzymy fajny zespół, co w tej naprawdę trudnej pracy jest niezwykle ważne – mówi Małgorzata Wójcik – Zubacz. – Jesteśmy bowiem z naszymi podopiecznymi niemal przez cały czas. Jak się okazało w piątek, od samych narodzin, poprzez ich życiowe zmiany lub dramaty, aż do śmierci. Piątkowe wydarzenie w całej tej naszej zawodowej pracy było jednak najbardziej pozytywne i najbardziej emocjonujące. Ja w każdym razie musiałam to odreagować na sali – dodaje.
Dumy ze swoich pracownic nie kryje dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jelenie Górze.
- Jest to dowód na to, że pracownik socjalny to nie tylko ten zły, który nie daje zasiłków czy odbiera rodzicom dzieci (dla ich dobra oczywiście), ale również ten, który jest w takich chwilach jak narodziny – mówi Wojciech Łabun. – Jestem dumny z postawy naszych pań, z ich reakcji na krzyk, z ich zimnej krwi i profesjonalizmu. Dlatego jako przełożonemu jest mi bardzo przykro, że nasi pracownicy wykonując tak ciężką i stresogenną pracę, tak rzadko słyszą słowa uznania czy zwykłe „ dziękuję” – dodaje Wojciech Łabun.
Czy tym razem będzie inaczej i za tę niezwykłą postawę władze miasta podziękują Elżbiecie Filip i Małgorzacie Wójcik – Zubacz? O tym przekonamy się już niebawem.