Szajka działała przez ponad rok i sprowadziła gigantyczne jak na nasze warunki ilości narkotyków.
Zdaniem śledczych, wszystkim kierował Azad A. urodzony w Azerbejdżanie a od jakiegoś czasu mieszkający w Polsce. Kupował on narkotyki od hurtowników z województwa dolnośląskiego oraz opolskiego. Pozostali ludzie grupy przestępczej byli „zatrudnieni” głównie do transportu.
Azad kupował towar i umawiał się na kwotę, po czym wysyłał kierowcę w umówione miejsce. Pieniądze dawał kierowcom, by wręczyli je na miejscu.
Zwykle transakcja – jak wynika z zeznań świadków – odbywała się na jakimś przydrożnym parkingu, lub też w charakterystycznym miejscu w mieście. Kierowcy jeździli do Kłodzka, Wrocławia, Środy Śląskiej, okolic Opola. Często nawet nie wiedzieli, od kogo biorą narkotyki. Mieli czekać o umówionej godzinie w umówionym miejscu, aż ktoś do nich podejdzie.
Współpracownicy Azada wykazywali się godnym podziwu poświęceniem i bezinteresownością. Lepiej, niż wolontariusze w charytatywnym stowarzyszeniu. Na przykład, jeden z kierowców Marek Z. zeznał, że nie otrzymał nigdy pieniędzy od Azada. Tak samo jego konkubina Monika G. Jeździli dlatego, gdyż Azad ich o to poprosił. Znali się, gdyż byli sąsiadami. Azad dawał kierowcom jedynie na paliwo do samochodu. Marek Z. w zamian za robotę raz dostał okno plastikowe, kilka razy otrzymali też działkę narkotyków, żeby dobrze się zabawić.
Azad też zlecał swoim współpracownikom mielenie magnezu w młynkach. Uzyskany proszek służył mu on do rozdrabniania narkotyków po to, by zwiększyć ich wagę a w konsekwencji – więcej na nich zarobić. Współpracownicy oczywiście nie wiedzieli, po co mielą tabletki magnezu. No i – rzecz jasna – robili to za darmo, z czystej uprzejmości. Marek Z. nawet kiedyś kupił magnez za własne pieniądze. Nie mógł przecież odmówić sąsiadowi pomocy.
Jednak wyraz największego uznania dla szefa Marek Z. dał po jednym z wyjazdów do Kłodzka, oczywiście po towar. Pojechał razem z Moniką G. Policja wiedziała o tym kursie, gdyż już od jakiegoś czasu prowadziła dochodzenie. Kiedy Marek z Moniką wracali, w Głuszycy zatrzymał ich patrol. Marek wsiadł do radiowozu i rozmawiał z funkcjonariuszem, drugi z policjantów przystąpił do przeszukiwania auta. Monika towar przewoziła w staniku i kiedy policjant się odwrócił, wyrzuciła paczuszkę w krzaki.
Następnego dnia Marek Z. z innym współporacownikiem Azada Leszkiem K. pojechali w to miejsce na przeszukanie terenu. Towar udało się odzyskać. Za to poświęcenie także nie dostali nic ekstra.
Dokładnie nie wiadomo, ile narkotyków udało się sprowadzić do Jeleniej Góry. Marek Z. i Leszek K. w chwili zatrzymania mieli przy sobie 9 kg amfetaminy. Wozili też kokainę i tabletki ekstazy. Zwykle wiedzieli po co jadą. Posługiwali się jednak skróconymi nazwami. Na kokainę mówili „to lepsze”, amfę - „polskie” a na ekstrazę po prostu – tabletki.
Sprawa niedługo sie zakończy. Z sześciu oskarżonych czworo przyznało się do winy i dobrowolnie poddało karze. Wśród nich był Marek Z. i Monika G. On dostał rok więzienia, ona – 2 lata w zawieszeniu na 4 lata.
Na ławie oskarżonych pozostał już tylko sam Azad oraz jego współpracownik Krzysztof W. Oczywiście mówią, że są niewinni.