Panie bibliotekarki i Panowie bibliotekarze z jeleniogórskiej Książnicy Karkonoskiej proponują kolejne tytuły, po które – ich zdaniem – warto sięgnąć. Piszą o nich w swoich recenzjach. Zapraszamy do lektury.
Noc na Śnieżce : Theodor Fontane i jego Karkonosze. Grażyna Prawda
Seria: Tako rzecze Riphen Zabel
Znacie Państwo zapewne ten rodzaj narracji, wykorzystywany często w filmach dokumentalnych, kiedy łączy się i przeplata opowiadanie lektorskie/autorskie ze sfabularyzowaną treścią historii. Jest to narracja często wykorzystywana, dająca reżyserowi dodatkowe środki odbiorcze dzieła. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że „Noc…” jest właśnie takim dziełem, tylko literackim.
Zacznijmy jednak od początku – naszym principalis topic jest Theodor Fontane, niemiecki pisarz, którego życie zamknęło się w XIX w. Jeżeli chodzi, o jego literacką stronę to klasyfikuje się jego twórczość do poetyckiego oraz mieszczańskiego realizmu. Z zawodu, po ojcu, był farmaceutą, ale kiedy nawiązał kontakty w berlińskim świecie literackim, to porzucił w 1849 r. farmację, aby podążyć już na 100% pisarską ścieżką. Suma summarum pisarzem okazał się bardzo dobrym i na tyle rozpoznawalnym, że jego twórczość cenił sam Tomasz Mann.
Dla Nas w życiu Fontanea kluczowy jest rok 1868 – wówczas po raz pierwszy przybywa pod Karkonosze, do Mysłakowic. Od tego momentu, w latach 1868-1892 wraca w te tereny dziesięciokrotnie. Efektem tych podróży są opowiadania i powieści, inspirowane Karkonoszami, ale co ważniejsze ludźmi tu mieszkającymi, stosunkami między nimi oraz, zgodnie z typem realizmu, który uprawiał, jak najwierniejsze oddanie ich cech indywidualnych, sposobu mówienia, czy relacji z otoczeniem. I ta cecha kluczowa jego twórczości – rozmowy, często w małych kręgach, pozwalające wejść w świat, jak i danej społeczności, często ograniczonej konwenansami społecznymi oraz prawdziwych, często ukrywanych intencji jego postaci.
I tak dochodzimy do naszego dzieła – „Noc…” to zbiór karkonoskich pięciu opowiadań oraz fragmentów dwóch powieści. Najbliższe mojemu sercu jest opowiadanie „Ostatni laborant” o 80 urodzinach niejakiego Hieronima Hampla, a tak naprawdę Ernsta Zölfela, prawdziwego ostatniego korzennika zamykającego dzieje wielkich zielarzy Karpacza i Miłkowa. Godna polecenia jest także „Kwita”, czyli historia zastrzelenia leśniczego Freya z Wilczej Poręby przez kłusownika. Z ówczesnej, ale i chyba dzisiejszej perspektywy śmierć leśnika była po prostu zabójstwem. Fontanea to jednak nie zadowalało, widział w tej historii pełną paletę odcieni szarości, w której granica między dobrem a złem nie przebiega tak, jak się wszystkim wydaje – w pełnionej funkcji czy przypisanej roli, ale w czynach i głęboko ukrytych w ludzkim sercu powodach.
Klamra kompozycyjna musi się zamknąć, wracamy zatem do dwukierunkowej narracji. W książce tą lektorko-autorską pełnią oczywiście „przypisy” Grażyny Prawdy, które są czymś dużo większym niż dodatkową informacją, przypisem czy komentarzem. Prowadzą Nas często przez duszę Theodora Fontanea i Zeitgeist, w którym dane mu było żyć. Książka dostępna w zbiorach regionalnych Książnicy Karkonoskiej.
(JL)
W cieniu AI. Jak sztuczna inteligencja ingeruje w nasze życie. Madhumita Murgia
Zaczęło się od niewinnych ciasteczek. Sztuczna inteligencja weszła w nasze życie bez fajerwerków, jako eksperyment, który na podstawie statystyk gigantycznej ilości danych, miał przyspieszać ich interpretację. Już sama nazwa jest imponująca, inteligencja, cecha umysłu przypisywana ludziom, stała się atrybutem maszyny.
Nic bardziej mylnego, bo procesy nazywane AI to statystyka stosowana, czyli nie jakiś odrębny byt, magma, istota, która obejmie władzę nad człowiekiem. Mimo to ma olbrzymi wpływ na ludzi. Z jednej strony angażuje niezliczone rzesze osób z krajów objętych bezrobociem i ubóstwem, które za niewielkie pieniądze zapewniają AI materiału do nauki.
Z drugiej strony źle przemyślane algorytmy potrafią zwyczajnie podjąć niesprawiedliwą decyzję, rzutującą na czyjeś życie. Algorytmy bowiem nie myślą, nie potrafią dostosować się do nieznanej zmiennej, bo się jej nie nauczyły. AI to też świetne narzędzie kontroli i manipulacji społeczeństwami, potrafi rozpoznawać twarz w tłumie i na tej podstawie zadecydować, czy nie należy kogoś np. aresztować, decydują o dystrybucji zleceń w sieciach taksówkowych, o wynikach rekrutacji i zwolnieniach z pracy.
AI realnie na nowo definiuje rynek pracy, z którego za jej przyczyną zniknie wiele zawodów. To w bardzo dużym skrócie, bo mechanizm działania AI, perspektywy plany i podmioty, które to wykorzystują, to temat jednocześnie ciekawy i jednak przerażający.
Ważnym aspektem funkcjonowania z AI jest strona prawna, największa wg mnie słabość człowieka w stosunku do własnego pomysłu. AI nie ma osobowości prawnej, dlatego tak trudno walczyć ofiarom DeepFake, wykorzystywania wizerunku, głosu, tekstów, obrazów.
Masowa kreatywność, inteligencja generatywna, początek nowej ery ludzkiego doświadczenia ma na swoim koncie wiele ofiar, chociaż precyzyjniej, nie sama sztuczna inteligencja, lecz ludzie. W końcu w znakomitej większości o rozwój AI dbają wielcy gracze, nie z filantropii, dla miliardów dolarów zysków.
Wielki brat już nie tylko patrzy. Nadeszła era permanentnej inwigilacji, totalnego kolonializmu danych i algorytmów predykcyjnych (wizja z „Raportu mniejszości”).
PS. Nie wierzcie Chat GPT we wszystko, można się mocno przejechać… Sprawdzajcie informacje. Sztuczna inteligencja nie myśli, nie ma uczuć, nie ma sumienia i świadomości, to tylko zaawansowana statystyka stosowana.
Polecam, dobrze jest być świadomym.
Na koniec dwie ciekawostki, wśród osób pracujących nad Chatem GPT jest absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego, autorka pracując nad książką dotarła do prawniczki Cori Crider, która przeprowadziła rozmowy z moderatorami portali społecznościowych, w tym celu odwiedziła między innymi Warszawę i Kraków.
Książka ze zbiorów Zakamaru w Książnicy Karkonoskiej.
Już, już!. Katarzyna Wasilkowska (powieść młodzieżowa 10+)
Jak wiele razy słyszy się od dziecka „Już, już idę!”, „Już, już kończę!”. Jak wiele razy sami to powtarzamy? Dziewięcioletnia Aleksandra, którą wszyscy nazywają Lula, to dziewczynka o bujnej wyobraźni, licznych talentach i zainteresowaniach. Do czasu gdy w jej pokoju postawione zostaje wielkie, hałasujące pudło z ekranem, który zabiera jej zbyt wiele miejsca na biurku. Z czasem jednak przestaje ono przeszkadzać, a zaczyna przyciągać uwagę i to nadmiernie, drażniąco, jakby chciało zdominować wszystko inne...
To historia przeciętnej rodziny – starszy brat i siostra, zabiegana mama, tata pracujący za granicą, babcia, która „swoje wie” i odpowiedzialnej, bardzo sumiennej uczennicy, a przy tym dobrej córki. Ta młodzieżowa powieść wciąga już od pierwszych stron, wabiąc humorem i rodzinnym, niepozbawionym wzajemnych przytyków, ciepłem. Fabuła jednak prędko się rozwija i wkradają się do niej mniejsze i większe niepokoje, coraz więcej i więcej. Presja rówieśników, ciekawość, samotność, brak dostatecznej kontroli, w końcu kłamstwa, lęki, agresja i konsekwencje, których nie sposób puścić w niepamięć.
Książkę „Już, już!” bardzo dobrze się czyta, jest świetnie napisana i ciężko się od niej oderwać. Szczególnie, że Lula jest tak sympatyczną duszą, że czytelnik usilnie chcę się przekonać, że wszystko dobrze się skończy. Ta pełna humoru i typowych rodzinnych perypetii opowieść niesie w sobie bardzo ważne, niezwykle aktualne przesłanie o mechanizmie uzależnień od technologii, które dotknąć może każdego, nawet tak odpowiedzialną nastolatkę jak główna bohaterka tej opowieści. Bo najtrudniejsze w tej historii jest to, że jest ona oparta na prawdziwych wydarzeniach.
Okładka i ilustracje Roberta Konrada, opierające się na motywie chaty ukazanej na tle księżyca, są dopasowane do jednego z głównych motywów tej historii i wprowadzają pewien rodzaj napięcia i niepokoju, który jest tak potrzebny przy odczytywaniu tego typu powieści. Okładka (przypominająca mi nieco scenę z horroru), na której świat naokoło jest kanciasty i komputerowy, a obrócone do nas plecami dziecko namalowane zostało w realistyczny sposób, jasno sygnalizuje problem, z którym zetkniemy się na kolejnych stronach.
Choć dedykowany dla młodzieży 10+, warto by po ten tytuł sięgnęli nie tylko nastoletni czytelnicy, ale także wszyscy rodzice. Dzięki poznaniu tej treści znacznie łatwiej będzie wyłapać „czerwone flagi”, które mogą nas zaalarmować już na wczesnym etapie problemu. Nie mówiąc o tym, że w niektórych wydarzeniach w życiu Luli możemy ujrzeć i siebie za dziecka.
Tę książkę Katarzyny Wasilkowskiej znajdziecie wśród powieści w Bibliotece Dziecięco-Młodzieżowej. Naprawdę warto.