Baśnie Andersena ciągle nie wyczerpały swojej siły oddziaływania. Niemała w tym zasługa czterech adaptacji Zdrojowego Teatru Animacji, gdzie najmłodsi widzowie reagowali żywiołowo, z zainteresowaniem śledząc losy bohaterów. Dwie wiernie oddane oryginałowi w reżyserii Czesława Sieńki: „Krzesiwo” (2004) oraz „Brzydkie kaczątko” (2011). I dwie realizacje szefa teatru - Bogdana Nauki: „Calineczka” wg tekstu Agnieszki Zaskórskiej (2003) i wreszcie „Mała Syrenka” (2005), którą teraz po ośmiu latach reżyser zainscenizował po raz wtóry. Pomogła jemu tym razem przede wszystkim przebogata scenografia Iwony Makowskiej oraz perfekcyjna gra świateł, która czyni spektakl atrakcyjnym zarówno dla młodszej, jak i starszej widowni.
Wydawać by się mogło, że wszyscy dobrze znamy historię o małej mieszkance podwodnych głębin zakochanej w księciu. Tekst Andersena o uniwersalnym przekazie jest zaliczany do grupy utworów dziecięcych, które mają zachęcić młodych odbiorców do altruizmu. Jej treść wskazuje, że prawdziwie kocha ten, kto potrafi wyzbyć się egoizmu w imię szczęścia drugiej osoby. Przy czym w filmie animowanym Walta Disney'a baśń ta posiada też inny wariant, odmianę i parafrazę.
„Mała Syrenka” Teatru Animacji zrealizowana jest w klasycznej baśniowej konwencji w formie spektaklu marionetkowego. Bogdan Nauka odwołuje się do podstawowej właściwości opowiadania, snucia historii, tak ważnego dla dziecka. Stąd istotna rola narratorów-opowiadaczy (Sławomir Mozolewski i Lidia Lisowicz). To oni powołują do istnienia wodny świat i opisują go. Jednak zamysłem autora adaptacji i reżysera było ukazanie opowieści o relacji miedzy ojcem i córką oraz buntu, który towarzyszy pierwszej miłości. W efekcie syrenkę z opresji ratuje jej ojciec - wielki i potężny król mórz - Tryton (Sławomir Mozolewski), książę (Sylwester Kuper) pokochał morską syrenkę Ariel (Dorota Bąblińska-Korczycka) i pojął ją za żonę. Widowisko z zakończeniem „i żyli długo i szczęśliwie” nabrało więc kształtu scenicznego bliższego produkcji Disney'a.
Baśń Andersena w interpretacji Nauki, ilustrowana melodyjnymi i nastrojowymi piosenkami (autorem słów jest Tadeusz Siwek) z muzyką Agim'a Dżeljilji z wrocławskiej formacji Oszibarack, jest co prawda wersją złagodzoną, lecz nie oznacza to też, że inscenizacja oparta na tej wersji została zupełnie pozbawiona scen mogących budzić niepokój wśród odbiorców. I chociaż twórcy współczesnych dramatów dla najmłodszych często zapominają, że doświadczanie strachu bywa niezbędne w rozwoju osobowości małego człowieka, ba, jest nieodłącznym uczuciem towarzyszącym dziecku poznającemu świat, w przypadku „Małej Syrenki” Bogdan Nauka nie koloruje mrocznej historii. Zresztą spektakl utrzymany jest raczej w ciemnej kolorystyce.
Świadomie wpisany w konstrukcję widowiska, angażujący i przyciągający uwagę „dobry strach”, daleki od pustego efektu, pojawia się, gdy przygasa światło, a na scenie króluje wiedźma morska Urszula de Maré (Katarzyna Morawska). Ta i podobne sceny ze sztormem były natychmiast przełamywane przez obrazy sielankowe z udziałem starej niani (Lidia Lisowicz) i dwóch syren (Dorota Fluder i Katarzyna Morawska) - starszych sióstr tytułowej bohaterki lub sceny humorystyczne z zrzędliwym opiekunem księcia - Sebastianem (Jacek Maksimowicz), marynarzem (Radosław Biniek) czy damą dworu (Dorota Fluder). Dało to widzom poczucie równowagi, a także chwilę wytchnienia.
Po tradycyjnym w warstwie fabularnej pierwszym akcie, akcja nabiera właściwego tempa, kiedy w dość dramatycznych okolicznościach Ariel spotyka się z księciem, który byłby przepadł w czeluściach oceanu, gdyby nie mała syrenka, która wyciągnęła go na brzeg. Śmiertelnie zakochana syrenka udaje się do wiedźmy, która zgodziła się zamienić ją w człowieka, jeśli syrena odda jej swój cenny głos. Wiedźma ostrzega ją, że krokom syrenki będzie towarzyszył niewymowny ból, a jeśli książę nie ożeni się z nią w ciągu kilku dni - zamieni się ona w morską pianę. Sytuacja syrenki jest smutna i wydaje się być bez wyjścia - nie może powiedzieć księciu, że to ona uratowała go z topieli. Pomóc może tu tylko jej ojciec - król mórz Tryton.
Marionetki, zaprojektowane przez Jana Zielińskiego i wykonane przez jeleniogórskiego rzeźbiarza Ryszarda Zająca, świetnie wyważone między portretem ludzi a baśniowymi mieszkańcami morza, są znakomicie prowadzone przez aktorów-lalkarzy. Tak powstał spektakl o miłości i poświęceniu. A młody widz wyjdzie z tego przedstawienia z przekonaniem, że uda mu się wyjść zwycięsko z wszelkich przerażających go sytuacji.
P.S. Wywołany na scenę Bogdan Nauka z okazji minionych obchodów Światowego Dnia Lalkarstwa (21 marca) oraz nadchodzącego Międzynarodowego Dnia Teatru (27 marca), w imieniu obecnych widzów i swoim, złożył najlepsze życzenia aktorom i wszystkim pracownikom Zdrojowego Teatru Animacji.