Nie milkną echa śmiertelnego wypadku na ul. Wolności, gdzie 30-letni motocyklista zderzył się z samochodem osobowym. Okoliczności samego zdarzenia są już powszechnie znane, jednak bezpośrednia przyczyna śmierci nadal nie. Będzie ona znana po przeprowadzeniu sekcji zwłok, którą zaplanowano w tym tygodniu.
Nie zmienia to faktu, że wiele osób nadal nie może uwierzyć w to co się stało. Że wśród żywych nie ma już 30-letniego Maćka. Niektórzy wciąż głośno zastanawiają się, czy tak musiało być. I nigdy nie znajdą odpowiedzi...
Jak pisał Maciek już 10 lat temu na swoim profilu w jednym z mediów społecznościowych:
- Odkręcam gaz wrzucając mózg w opcję OFF. Liczy się wyłącznie prędkość i adrenaliny skok. Może to życiowy błąd i stanie przy drodze krzyż. Lewarek w dół, gaz na FULL.
Jeżeli zginę to z pasją, nie w domu z nerwów czy lat. Gdy siadam na swój motocykl czuję się wolny jak ptak...
W innym wpisie można przeczytać:
- Kocham swe życie, dziękując za swe pasje. Ja kocham to co robię, będę robił to zawsze.
Choć wielu jest temu przeciw, ja znów przekręcam zapłon spoglądając za okno i cieszę się tą bajką, patrząc na warstwę śniegu.
I zakręci się w mym oku łza. Bo słyszę głos swej matki: "zostaw motor - kup samochód". Lecz serce ciągle swoje, nie umie tego zmienić. Czekam na ciepły asfalt i odcienie zieleni.
I jeden z ostatnich wpisów:
"Motocykl to znak, że jego posiadacz nie utonął w szarości życia".