W MPGK wywozem śmieci zajmuje się 13 brygad. W każdej z nich jest kierowca i dwóch ładowaczy. Prawie wszyscy są po maturze. Najwcześniej, bo już o czwartej rano wyjeżdża ekipa obsługująca stare miasto. Muszą wyjechać z bazy, gdy większość jeleniogórzan jeszcze śpi, a instytucje nie rozpoczęły pracy. Wtedy uliczki są jeszcze w miarę przejezdne. Później dojechać nimi do śmietników praktycznie się nie da. Bywa, że trzeba próbować po kilka razy. Jeśli się nie uda, pozostaje ciągnięcie kubłów niekiedy po kilkaset metrów.
Andrzej pracuje jako ładowacz już 20 lat, Darek 16 lat a Daniel 17 lat. Ten ostatni opowiada, że przyszedł do firmy na rok, a potem jakoś tak się to wszystko potoczyło, że został. Jest kierowcą. Śmieje się, że kilkunastotonowym mercedesem wjeżdża w takie miejsca, w które inni baliby się nawet wejść. Wjeżdża tyłem, po ciemku, we mgle… Fachura.
Andrzej ma zaczepiony za ucho zestaw bluetooth. Dzięki temu przez komórkę może rozmawiać nawet w czasie ładowania śmieci. Do pracy przynosi tez termos z herbatą. W czasie krótkich chwil odpoczynku dobrze napić się gorącego. Zwłaszcza zimą.
- Zimy są zdecydowanie najgorsze - ocenia. - Kubły są często oblodzone, zasypane śniegiem. Trzeba je wyszarpywać; zimno w ręce. My pracujemy w każdych warunkach: w czasie ulewy, zamieci i w burzy.
Mężczyzna opowiada, że jeleniogórzanie są zazwyczaj wyrozumiali i sympatyczni. Niekiedy jednak trudno im dogodzić. Potrafią na przykład mieć pretensje, że kubły nie były opróżnione w pierwszy dzień Bożego Narodzenia albo 1 stycznia. Niektórzy zastawiają śmietniki samochodami. Trzeba ich wtedy budzić; nierzadko nawet o 10.00 rano. Inni są tak niecierpliwi, że nie chcą poczekać na odjazd śmieciarki nawet minuty. Bywa, że omijają ją… chodnikami albo trawnikami.
- Od czasu nowego prawa śmieciowego jeleniogórzanie ciągle opróżniają piwnice - ocenia Daniel. - Pozbywają się sprzętów, które stały w nich całymi latami!
- Ludzie wyrzucają bardzo różne rzeczy - śmieje się Andrzej. - Znajdowałem już w pojemnikach złote pierścionki, a nawet pieniądze. Raz w portfelu było 600 zł!
Andrzej zbiera antyki: meble, obrazy. Wszystko znajduje. Niedawno znalazł pomiędzy odpadami piękny stary żyrandol. „Zaopatrywał” też dzieci ze szkoły w Platerówce. Znalezione zabawki przekazywał znajomej nauczycielce. Było ich nieraz tyle, że do szkoły wchodziła niczym Św. Mikołaj…
Daniel mówi, że ich brygada dziennie przejeżdża od 60 do 70 kilometrów. Obsługuje trzy kwartały: okolice MPGK, Osiedle Łomnickie i Osiedle Widok. Zajmuje im to pięć dni.
Darek to „klucznik”. Od czasu zamykania boksów śmietnikowych musi mieć przy sobie pęk składający się z około 100 kluczy. Jak poznaje, który jest właściwy? Wzrusza ramionami i śmieje się: Mam wyczucie - przekonuje wyraźnie rozbawiony.
- Darek, Daniel i Andrzej stanowią brygadę już kilkanaście lat - mówi Grzegorz Demuth. - To oznacza, że muszą się naprawdę lubić i kolegować.
Jeżdżą nowym mercedesem. W tym roku MPGK kupiło takie trzy. Oprócz nich jest jeszcze 13 innych samochodów. Te które jeżdżą po odpady aż do gminy Mirsk, bo są i takie, przejeżdżają dziennie nawet 200 km! Każde auto ma wmontowany nadajnik GPS. Dyspozytor może więc określić jego położenie praktycznie co do kilku metrów.
- Zimą zimno i ciemno, latem upał i osy, a wiosną i jesienią ulewy - śmieje się Andrzej. - Taka ta praca…