O nowej, ekstremalnej modzie wśród amatorów sportów zimowych doniosła niedawno temu Polska Gazeta Wrocławska. Jej rozmówcy podkreślają, że wspomniana metoda daje „kopa” i pozwala na szusowanie z prędkością nawet do 80 km na godzinę.
Latawiec w połączeniu z nartami nazywa się z angielska „snowkite” i jest odmianą surfingu uprawianego w ten sam sposób latem na otwartych akwenach. Gazeta radzi jednak śmiałkom, aby zachowali ostrożność, bo snowkite potrafi być bardzo niebezpieczny: latawiec „potrafi” porwać człowieka i rzucić nim w śnieg.
Tradycjonaliści trzymają się jednak mocno i – jak za dawnych lat – zjeżdżają na nartach zwyczajnie. Doskonałe ku temu warunki są, na przykład, w mikrostacji sportów zimowych w Dziwiszowie. Jej gospodarze już zapomnieli o niedawnej awarii elektryczności. – Śnieg jest, można zjeżdżać nawet nocą – powiedział nam gospodarz obiektu Michał Rażniewski.