– To pomysł Pawła Mikołaja Krzaczkowskiego, polonisty i filozofa, obecnie doktoranta – mówiła Janina Hobgarska, dyrektor Biura Wystaw Artystycznych. Spotkania będą odbywały cyklicznie niemal przez rok. Gośćmi każdego będą znani artyści, a tematyka oscylować ma wokół sztuki współczesnej.
Tak też było i dziś. „Technika i tworzenie" to hasło środowej debaty. Swoje poglądy na ten temat przedstawili: kompozytor Sławomir Wojciechowski, poeta i krytyk literacki Karol Maliszewski, artysta plastyk Mariusz Urban, oraz reżyserka teatralna Natalia Korczakowska. W klimat spotkania wprowadził wszystkich prowadzący Paweł M. Krzaczkowski obszernym, nieco przeintelektualizowanym wstępem, poświęconym, między innymi, rozdarciu artysty. Uwięzionego w epokach dawnych w klatkę techniki, która współcześnie straciła pręty i wypuściła wielu twórców na wolność. Krzaczkowski długo rozważał o istocie „techne”, czyli wykonywaniu – w tym przypadku dzieł sztuki – zgodnie z określonymi normami i regułami estetycznymi.
Sławomir Wojciechowski zaznaczył, że kompozytorzy muzyki współczesnej (dla widza zakochanego w klasyce absolutnie nie do przyjęcia), to wcale nie przymierający głodem eksperymentatorzy, ale twórcy majętni i poważani. Muzyk przedstawił także rys historyczny muzyki XX wieku przeciwstawiając ją dziełom klasyków. Bo to właśnie w lata 20. minionego stulecia powstała dodekafonia Arnolda Schoenberga, który zresztą miał już wielu poprzedników.
Publiczność w BWA zobaczyła zapis nutowy dzieła „nowej” muzyki, wysłuchała fragmentu, dowiedziała się, że są specjaliści, którzy potrafią „coś” takiego wykonać. Sławomir Wojciechowski podkreślił jednak, że techne w muzyce jest wciąż pożądane, a bywa zaniedbywane. – W epoce baroku jeśli ktoś za mało ćwiczył na oboju, zamykano go w specjalną klatkę, która uniemożliwiała porzucenie instrumentu – powiedział prelegent zaznaczając, że dziś mało kto z tego sobie zdaje sprawę.
Mówca podkreślił także rolę nowych instrumentów i metod komponowania oraz coraz silniejszy wpływ komputera. – Jeśli maszyna wygrywa z człowiekiem w szachy, to czy nie jest w stanie „skomponować” lepszej muzyki? – spytał. – Wielu wielkich kompozytorów było przez swoich współczesnych pogardzanych, a doceniono ich dopiero po latach – mówił. Czy w przyszłości stanie się tak z twórcami muzyki współczesnej?
Wielką błyskotliwością i erudycją wzbudził szacunek publiczności Karol Maliszewski. W swoim wystąpieniu, esejowi poświęconemu technice w literaturze, mówca wykpił tych, którzy usiłują nieść rozwój przez destrukcję i unowocześniać formy zapominając o istocie przekazu oraz o komunikatywności. – Następuje pytanie: czy nos jest dla tabakiery, czy tabakiera dla nosa – mówił Karol Maliszewski uzupełniając, że wielu przecenia rolę tabakiery, ale i nie brak takich, którzy czynią odwrotnie.
Mówca zaznaczył, że łatwość sięgania po materię, jaką jest język, szczególnie współcześnie owocuje sporą liczbą pisarzy. – Nie zrobiłem korekty i wyszło mi „psiarzy” – uśmiechnął się pan Karol wzbudzając szczery śmiech wśród publiczności. Zganił też wiele dzieł współczesnych mówiąc, że mają smak deski lub… papieru: są niestrawne. – Ale dzięki opanowaniu rzemiosła nawet beztalencie może wyrosnąć dziś na mistrza – zastrzegł Maliszewski. Zacytował też własny wiersz o psie, który napisał niesiony impulsem twórczym. – Nie wiem, po co to napisałem. Nie widziałem przecież żadnego psa! Żaden pies nie przebiegł mi drogi – mówił z aluzją do faktu, że sztuka słowa musi opierać się na techne i niekoniecznie nawiązywać do rzeczywistości.
Mariusz Urban, artysta plastyk, przedstawił akademicki wykład o technikach w malarstwie. – Eksperymenty, tak właściwe współczesności, były prowadzone także w odległych epokach – mówił przypominając dzieła Leonardo da Vinci. Zebrani dowiedzieli się, że impresjoniści opuścili studio dzięki wynalezieniu gotowych farb w tubach. Urban opowiadał także o wpływie światła na barwniki i rodzajach tworzywa używanego do produkcji farb. – To, że „Słoneczniki” van Gogha są niebieskawe w niektórych partiach, wynika z reakcji chemicznych – dodał.
Mówiąc o malarstwie współczesnym zaznaczył niemal całkowity – w niektórych środowiskach – upadek konieczności pozyskania odpowiedniego warsztatu i techniki. – Najpierw jest inspiracja, impuls – mówił wymieniając artystów, którzy tworzą rozrzucając bez ładu plamy atramentu.
Natalia Korczakowska od razu zaznaczyła, że nie jest historykiem teatru i nie przygotowała prezentacji podobnej do tych, które przedstawili jej poprzednicy. Sama zaś pokusiła się o rodzaj happeningu werbalnego teatralizując sytuację, której się właśnie znalazła, czyli debata o technikach w sztuce. – Teatr wynika z potrzeby komunikacji między ludźmi – dodała. Podkreśliła, że życie społeczne jest ograniczone normami, ale w teatrze – jak można było wywieść z jej refleksji – może nastąpić wolność. Bo przecież teatr nie jest rzeczywistością, tylko jej udawaniem i kłamstwem.
Zmęczeni nieco przydługą debatą widzowie nie mieli żadnych pytań do twórców. Pierwszy recykling sztuki udał się połowicznie: to kolejna ciekawa propozycja w jeleniogórskiej kulturze (przez niektórych uważanej za pustynną). Z drugiej strony – recykling – rozumiany jako powtórne wykorzystanie pewnej materii do stworzenia czegoś nowego, w tym przypadku przyniósł niewiele konkretnego. Mimo to brawa za nową inicjatywę i szacunek dla Karola Maliszewskiego, dla którego naprawdę warto było dziś pojawić się w BWA.