Polub Jelonkę:
Czytaj także: Wałbrzych Świdnica
Czwartek, 19 czerwca
Imieniny: Gerwazego, Protazego
Czytających: 4374
Zalogowanych: 22
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Jelenia Góra: Partytura Schaffera na czterech aktorów

Piątek, 28 grudnia 2012, 7:45
Aktualizacja: 10:47
Autor: Elster
Jelenia Góra: Partytura Schaffera na czterech aktorów
Fot. PT
Wczoraj wieczorem (27 grudnia) w ramach Jeleniogórskiej Sceny Kabaretowej na scenie Teatru im. Cypriana Kamila Norwida wystawiono gościnny spektakl pióra Bogusława Schaeffera „Kwartet” w reżyserii Mikołaja Grabowskiego. Znakomity aktorsko kwartet stworzyli: Jan Frycz, bracia Andrzej i Mikołaj Grabowscy oraz Jan Peszek.

Zanim Mikołaj Grabowski przejął dyrekcję krakowskiego Narodowego Starego Teatru po Jerzym Koenigu, w latach 1977-79 był „nadwornym” reżyserem jeleniogórskiego Teatru im. Norwida. Wówczas nie tylko z olbrzymim powodzeniem realizował tu swoje spektakle („Z głębokiej otchłani wołam” Stanisława Grochowiaka, „Gra miłości i przypadku” Pierrea de Marivaux, „Szelmostwa Lisa Witalisa” Jana Brzechwy, „Iwona, księżniczka Burgunda” Witolda Gombrowicza), ale również grał na tutejszej scenie.

Dokładnie 27 grudnia ub. r. Mikołaj Grabowski przyjechał (w towarzystwie brata Andrzeja i Jana Peszka) do Teatru im. Norwida wraz z widowiskiem „Scenariusz dla trzech aktorów” Bogusława Shaeffera, jednego z najwybitniejszych polskich artystów XX wieku, awangardowego kompozytora i wybitnego teoretyka muzyki, który pasjonuje się także dramatopisarstwem. Teraz (także 27 grudnia), Grabowski powrócił z „Kwartetem”, drugą sztuką Shaeffera, która - grana od trzydziestu trzech lat na krajowych scenach - wciąż cieszy się powodzeniem.

Punktem wyjścia jest oczywiście koncert. Koncert rozpisany nie na instrumenty, lecz na dialogi i sytuacje, które wykonać mogą tylko aktorzy. Na scenę, która jest estradą koncertową, na tle opuszczonej kurtyny, wchodzą czterej muzycy, odziani w białe koszule i czarne ancugi. Postacie są tu niedookreślone. Odbywa się próba zestrojenia w jedność, w tytułowy kwartet, czterech ludzkich indywidualności (trwa tak długo jak cały spektakl), która z góry zresztą skazana na niepowodzenie. Za moment rozpocznie się koncert, a tu ciągle coś staje temu na przeszkodzie. A to chwilowy brak dyspozycji solisty, a to jakieś drobne niesnaski.

Spektakl przypomina grę wypełnioną żonglerką słowną, gestem i działaniem. Bez celebrowania poszczególnych kwestii i podkreślania ich jaskrawymi środkami wyrazu. Powstaje obraz świata zniewolonego naszą małością, konformizmem i uniformizacją. Nadbudowane są sytuacje sceniczne i zdarzenia teatralne. A wszystko po to, by zademonstrować instrumentalne możliwości teatru, w którym instrumentem jest aktor, a dźwiękiem: cisza, gest, ruch i słowo. Jest to więc swoista partytura wizualno-dźwiękowa i być może - operując terminologią muzyczną dałoby się określić cechy tego spektaklu, tworząc zabawną analogię z utworem muzycznym.

Wszystko sytuuje się na pograniczu teatru absurdu oraz kabaretu i groteski, improwizacji i precyzyjnie skonstruowanego mechanizmu działań aktorskich. A z poszczególnych luźnych obrazów i scenek (każda z osobna niewiele znaczy), cała konstrukcja układa się w specyficzny koncert orkiestry kameralnej.

Cały kwartet, w składzie: Jan Frycz, bracia Andrzej i Mikołaj Grabowscy oraz Jan Peszek, umie posługiwać się swoim głosem, ciałem i słuchem, a ponadto sytuacyjnym komizmem. Struktura sztuki pozwala aktorom na improwizację, co stwarza wiele niespodziewanych sytuacji. Widzimy na scenie aktorów grających nasze codzienne role - dyskusje, podczas których rozmówcy wolą mówić niż słuchać i stąd o wymianie myśli mowy być nie może, napuszone sądy o niczym, manipulowanie opiniami i uległość prowadzącą do uznania prostaka za geniusza. Bełkot na scenie jest totalną kpiną z międzyludzkiej komunikacji, z kontaktów czysto werbalnych, pozornych i zewnętrznych.

Aktorzy grają przede wszystkim siebie i żeby dotrzeć do prawdy muszą doskonale oszukiwać. Każdy z nich jest indywidualistą zdolnym do improwizacji i pokornym członkiem kwartetu. Dzięki niepowszedniej sprawności warsztatowej utwór Schaeffera brzmi czysto, uwodzi i rozbawia, po prostu istnieje. Cała czwórka aktorów stanowi doskonale zgrany organizm, funkcjonujący na wzór instrumentów muzycznych utrzymujących właściwy rytm i melodię. Ten zbiorowy wysiłek jest w przedstawieniu widoczny.

W Schaefferowskim szaleństwie jest metoda. Czterej bohaterowie tego przedstawienia odkryli przed nami nie tylko parę tajemnic własnej profesji, skarykaturowali nie tylko siebie, ale i nas. Efektem stała się znakomita zabawa, podczas której nie ma czasu na zastanawianie się, z kogo się tu właściwie śmiejemy. Mądry widz, oglądając „Kwartet”, śmieje się nie tylko z ekshibicjonizmu aktorów, ale też i z samego siebie.

Ogłoszenia

Czytaj również

Sonda

Kiedy ostatni raz jechałeś/aś pociągiem?

Oddanych
głosów
811
Kilka dni temu (jeżdżę regularnie)
15%
Miesiąc temu (jeżdżę od czasu do czasu)
31%
Nie pamiątem (jeżdżę samochodem)
49%
Wolę autobus
5%
 
Głos ulicy
Nie "siedzimy" na telefonach
 
Warto wiedzieć
Dlaczego Właściwie Izrael walczy z Palestyną?
Rozmowy Jelonki
Strzelania będą tylko raz w tygodniu
 
Polityka
Prezydent z wotum zaufania i absolutorium
 
Inne wydarzenia
Odkryli karty. Tak wygląda cała trasa
 
Aktualności
Dworzec w Miłkowie znów żyje
 
Aktualności
Święto Rodzin Zastępczych na Wzgórzu Kościuszki
Copyright © 2002-2025 Highlander's Group