Nakręcenie obrazu zlecił eksdyrektorowi Wytwórni Filmów Fabularnych urząd marszałkowski. Zamiast spodziewanego hitu promocyjnego, wyszła chała. Przeczytamy o tym w poniedziałkowej Polsce Gazecie Wrocławskiej.
Zlecenie sformalizowano, choć WAF nie przedstawiła korzystnej oferty, a w chwili zawierania transakcji, szefem wytwórni interesowała się już prokuratura po tym, jak Naczelna Izba Kontroli wykryła gigantyczne marnowanie publicznych pieniędzy w kierowanej przez niego firmie.
Wytwórnia, kiedy przyjmowała zlecenie, już była bankrutem, co nie przeszkadzało urzędnikom marszałkowskim w rekomendacji WFF. Do konkurentów, którzy także starali się o kontrakt, nikt nawet nie zadzwonił. A byli to znani producenci filmów z kapitałem giełdowym.
Efekt dało się przewidzieć. Powstał kiepski film, na którym PGWr nie zostawia suchej nitki. – Ma trzy części. Pierwsza opowiada o urodzie regionu, druga zachęca do inwestowania a trzecia namawia zagranicznych turystów do odwiedzin. Wszystkie łączy komentarz przypominający urzędowe pismo – pisze recenzent dziennika. Wyszła z tego nie reklama, ale antyreklama. I to za 230 tysięcy złotych.