Piątek, 29 marca
Imieniny: Helmuta, Wiktoryny
Czytających: 7622
Zalogowanych: 5
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Artykuł Czytelnika: Sen

Autor: Obserwator
Środa, 27 grudnia 2017, 11:44
To był sen, z pewnością. To musiał być sen. Widziałem siebie, klęczącego przy konfesjonale i słyszałem, jak mówię: – Spowiadam się przed Tobą, Ojcze Dyrektorze, i Wami, Bracia i Siostry, że bardzo zgrzeszyłem – myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem. Bo ja… żyłem w PRL! I były dni, tygodnie, miesiące nawet kiedy – wiem, że to niewybaczalne – byłem szczęśliwy!

Byłem młody, bałamuciłem dziewczyny i one mnie bałamuciły. Chodziłem do szkoły, w której nauczyciele indoktrynowali mnie z przyrody, przekonując, że to Ziemia krąży wokół Słońca, a nie odwrotnie. I z plastyki, bo mówili, że białe to białe, a czarne to czarne, a dopiero niedawno usłyszałem, że nikt nam tego nie może wmówić. Co gorsze, chodziłem do szkoły, którą zbudowali żołnierze Ludowego Wojska Polskiego, tak jak trzynastkę i czternastkę w Jeleniej Górze. Myślałem, że budują ją dla naszej wygody, bo dzieci wtedy było dużo, a teraz dopiero wiem, że budowali ją dla PRL-u. Słusznie odbiera się im te emerytury, bo dziś już wiem, że budowali ją dla zniewolonych ludzi w zniewolonym państwie. A to zdrada.

Jak prawie każdy chłopak w naszej klasie kochałem się w naszej Pani, bo była dla nas cierpliwa i dobra. Uśmiechała się do nas i czasami nawet głaskała po głowie. Dziś wiem, że to było molestowanie, ale wtedy o tym nie wiedziałem. A kiedy zobaczyliśmy naszą Panią z żołnierzem, jak trzymają się za ręce, to chcieliśmy tego żołnierza zabić, bo myśmy z pewnością ją kochali bardziej, niż on. Dziś wiem, że ona i on to była zdrada i układ – pedagogów i tego wojska, co przyszło ze Wschodu. A celem było utrzymanie ustroju, czyli właściwie – okupacji.

Potem, kiedy dorośliśmy, usiłowaliśmy to wrogie nam Państwo osłabiać. Każdy coś wynosił z pracy, żeby było słabsze. Ja mogłem tylko papier kancelaryjny i spinacze, bo pracowałem w biurze, ale koledzy osłabiali bardziej. Ten z Zakładów Mięsnych wynosił kiełbasę, ten z Centrali Rybnej – dorsze, a tan z Polfy – jakieś proszki. Najlepiej miał ten, co pracował w Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej, bo on mógł wynosić i twaróg, nawet tłusty, i ser żółty i śmietanę też. Nikt przecież nie kradł, bo to byłby grzech. Wszyscy tylko wynosili, żeby osłabić wrogie nam Państwo. Szef pędził mnie do roboty kiedy się obijałem. Myślałem, że tak trzeba, a dziś dopiero wiem, że to był mobbing.

Teraz nie wiadomo, czy nadal wynosić, czy może jednak przestać. Wprawdzie wstajemy z kolan, ale jeszcze nie wstaliśmy. Firmy – nawet państwowe – są spółkami akcyjnymi, więc trochę prywatnymi. I czy wynosić z prywatnego jest niedobre, a z państwowego – dobre? Czy mamy nadal osłabiać Państwo, które jest nie do końca nasze, i wynosić, żebyśmy szybciej wstawali? Czy może zostawić te spinacze?
Daj znak, Ojcze Dyrektorze…

Mój dziadek przyszedł ze Wschodu, z I Armią Wojska niby Polskiego, ale przecież każdy wie, jakiego. A potem musiał służyć w KBW, to znaczy Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Tam dostał powołanie. On głupi, myślał, że służy Polsce, bo strzeże jej granic. A teraz już wiadomo, że to nie były te granice, i to nie była ta Polska. Ale skąd on miał o tym wiedzieć, jak miał naście lat i ze łzami całował polski mundur, a do Andersa nie zdążył? Czy jego grzech jest tak wielki, że nie będzie mógł spocząć w poświęcanej ziemi? W dodatku grzesznikiem jest zatwardziałym, bo mówi o sobie, że był i jest patriotą. A wiadomo przecież, że prawdziwym patriotą i Polakiem jest tylko ten, co Wyklęty. Już nawet ten z AK się nie załapuje. W ostateczności prawdziwym Polakiem jest kibic Legii. Co prawda i z tym jest bałagan, bo kibic Legii jest prawdziwym Polakiem, ale Legia powstała jako klub Wojska Polskiego, w dodatku – Ludowego i trudno się teraz w tym wszystkim połapać. Ojcze, daj znak, żebym potrafił…

Ja wiem, że moim grzechem pierworodnym, niczym nie zmazanym jest, że urodziłem się w PRL-u. Wiem, że grzechem śmiertelnym jest, że widziałem wtedy dni słoneczne i byłem szczęśliwy. Że żyłem między ludźmi, którzy niczego innym nie zazdrościli, bo nie było komu czego. Każdy miał tyle, co drugi, czyli prawie nic i na więcej nie liczył. I że ludzie się odwiedzali po sąsiedzku, bez uprzedzenia przez telefon, bo nikt nie miał telefonu, poza księdzem dobrodziejem, sekretarzem partii i taksówkarzem. Przeklinam te czasy, ale przecież już nic z nimi nie zrobię. One minęły, a ja muszę się rozliczyć z życia w nich.

Ja nie mam najgorzej, bo są i tacy, którzy się będą rozliczać bezpośrednio przed Stanisławem Piotrowiczem. I to po raz drugi. Raz ich rozliczał w latach 80-tych, jako prokurator i członek jedynie słusznej wtedy Partii, teraz ich będzie rozliczał jako Pierwszy Sprawiedliwy, szef Komisji Sprawiedliwości w Sejmie. Powiedz, mi, Ojcze, jak żyć…

Obudziłem się z ulgą, w przekonaniu, że to tylko senny koszmar. Niepotrzebnie otworzyłem oczy, bo zobaczyłem na jawie…

Czytaj również

Komentarze (5)

Dodaj komentarz

Dodaj komentarz

Zaloguj
0/1600

Czytaj również

Copyright © 2002-2024 Highlander's Group