Artykuł Czytelnika: JSM w sprawie wody – prawie kryminał
Pomijam zdumienie, bo od lat mieszkam sama i nie prowadzę życia towarzyskiego - sposób zawezwania mnie do tłumaczenia się z domniemanego oszustwa był więcej, niż obcesowy. Ale, ok. Stawiam się pod wyznaczonymi drzwiami. I… odbijam się od tych drzwi, bo nikogo za nimi nie ma. Pokój kierownika obok, też jest zamknięty na głucho. No to stoję i pokornie czekam – 10, 15, 20 minut. W końcu nie wytrzymuję i wchodzę w pierwsze otwarte drzwi, żeby się dowiedzieć, że ten kto mnie wezwał jest 3 tygodnie na urlopie!
Na szczęście pani w pokoju obok, zajmująca się estetyką na osiedlach, co z posądzeniem o dzikich lokatorach raczej nic wspólnego nie ma, wykazała się empatią i zapytała, o co chodzi. – A, to o wodę chodzi - stwierdziła radośnie. – O jaką wodę, ja w sprawie dzikich lokatorów – odpowiedziałam. – Musi pani tej wody zużywać dużo, bo nasz system panią wyrzucił, że za dużo – usłyszałam. Na pocieszenie pani powiedziała, że takich jest dużo więcej.
No bo, dowiedziałam się, w tej sprawie opcje są trzy: zużywam dużo wody, mam dzikich lokatorów, albo gdzieś w moim mieszkaniu jest przeciek. Wzruszyła mnie troska zarządcy o moje pieniądze, ale dalej nie rozumiałam, co on ma do tego. Wszak rachunki płacę Wodnikowi. Wymieniają się danymi, czy jak? I po co?
Okazuje się, że Wodnik płaci JSM-ce za radiowe odczyty liczników, a JSM-ka jako zarządca wykazuje się wielką troską o swoich podopiecznych. Tylko dlaczego stosując metody niegdysiejszego śledczego z lampą na biurku?
No i jeszcze jedno pytanie - czy JSM, wykonując pracę zleconą przez Wodnika, ma prawo korzystać z pozyskanych w ten sposób danych?