Niedziela, 12 maja
Imieniny: Dominika, Pankracego
Czytających: 4867
Zalogowanych: 8
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Mysłakowice: Odkryła swój talent przez chorobę

Niedziela, 10 kwietnia 2016, 7:55
Aktualizacja: Wtorek, 12 kwietnia 2016, 8:12
Autor: Angelika Grzywacz–Dudek
Mysłakowice: Odkryła swój talent przez chorobę
Fot. Angelika Grzywacz–Dudek
Tym razem do „Zwykłych – niezwykłych” Jelonki.com nasi Czytelnicy zgłosili Wiesławę Paprotę, która walcząc ze złośliwym rakiem straciła sprawność w nogach, ale odkryła w sobie niezwykły talent oraz zachowała życiowy optymizm, którym zaraża wszystkich dookoła. Jej obrazy zachwycają nie mniej, niż jej empatia do ludzi i świata.

Wiesława Paprota pochodzi z Dobrego Miasta. Mając dwa lata zamieszkała z rodzicami w Wałbrzychu. Do Mysłakowic przyjechała w 1980 roku za mężem, który od zawsze był jej niezłomną podporą. W tym samym roku urodził ich pierwszy syn Przemysław, (obecnie informatyk), a trzy lata później Jacek (rehabilitant). - Z wykształcenia jestem ceramikiem, ale swoje życie poświęciłam rodzinie – mówi Wiesława Paprota. – Wychowywałam dzieci, zajmowałam się domem, trochę pomagałam mojemu mężowi w prowadzeniu firmy – wylicza.

Przez zajmowanie się domem rozumiała nie tylko gotowanie i sprzątanie. Hodowała warzywa i kwiaty, sama szyła zasłony czy firany. W 2000 roku mając 40 lat zachorowała. – Bolał mnie kręgosłup, tylko tyle. Nic poza tym nie wskazywało na chorobę – wspomina nasza bohaterka. – Regularnie się badałam i wyniki były dobre. Półtora roku wcześniej robiłam sobie całą profilaktykę, która nic nie wykazała, a w 2000 roku podczas kolejnych badań profilaktycznych okazało się, że mam raka. Gdyby nie te badania, dzisiaj byśmy nie rozmawiały – dodaje mieszkanka Mysłakowic.

Wiadomość o chorobie nie złamała pani Wiesławy. – Wiedziałam, że musi być dobrze. Mimo że miałam przerzut, nie dopuszczałam złych myśli. Tylko jeden raz kiedy się położyłam w szpitalu, łzy same spłynęły mi po policzkach, tak jakoś podświadomość chyba zadziałała – dodaje.

Wiesława Paprota wygrała walkę z chorobą, ale radioterapia uszkodziła nerwy, co doprowadziło do niedowładu najpierw prawej, a następnie lewej nogi. – Zaczęłam się potykać o najdrobniejszy nawet kamyk – opowiada. – Zaczęliśmy robić badania i szukać przyczyny. Okazało się, że to skutki radioterapii. Stałam się osobą niepełnosprawną ruchowo. Musiałam zacząć odpuszczać zajęcia, które kiedyś były moją codziennością, które sprawiały mi radość. Już nie mogłam pracować w szklarni, hodować kwiatów, sprzątać w domu. Coś jeszcze upichcę, ale to tyle. A ile można oglądać telewizję? Więc zaczęłam sobie szukać zajęcia, czegoś, co wypełniłoby tę lukę. I tak zaczęłam malować – dodaje pani Wiesława.

Dlaczego akurat malarstwo? – W Sylwestra 2006 roku byliśmy u mojej koleżanki Hanny Stockiej-Gazdy, która na ścianach powiesiła swoje obrazy namalowane w czasach liceum. I wtedy pomyślałam, że może i ja spróbuję coś namalować. Pierwszy mój obraz powstał w styczniu 2007 roku. To były tulipany. Pokazałam je tylko mężowi. Powiedział, że są ładne, więc zaczęłam malować kolejne obrazy. Początkowo były to małe i proste formy wykonane akrylem, później coraz większe i trudniejsze prace malowane farbą olejną, akrylem, zarówno pędzlem, jak i szpachlą – opowiada bohaterka.

Dzisiaj w swojej kolekcji ma około 300 obrazów z motywami muzyki, tańca, kwiatów, koni. Maluje również akty, rzadziej portrety. Jej obrazy były już dwukrotnie prezentowane na wystawach. Wernisaż ostatniej odbył się 2. kwietnia br. w Gminnym Ośrodku Kultury w Mysłakowicach, a obrazy można oglądać do 23 kwietnia br. Dzieła pani Wiesławy były też wielokrotnie wystawiane na aukcjach charytatywnych i sprzedawały się za pokaźne kwoty.

Czy to choroba pomogła pani Wiesławie odkryć w sobie talent? Czy sztuka pomaga walczyć na co dzień z niepełnosprawnością? - Oczywiście – odpowiada pani Wiesława. – To jest teraz mój sposób na życie. Mogę malować całymi dniami. Nie męczy mnie to i nie mam czasu na smutki – dodaje.

Mimo że pani Wiesława porusza się z pomocą dwóch kul, zawsze ma uśmiech na twarzy. – Są ludzie, którzy mają o wiele gorzej – tłumaczy nasza bohaterka. – Martwić się trzeba, kiedy jest naprawdę źle. Kiedy człowiek leży jak roślina. Kiedy jest zależny tylko i wyłącznie od innych. Ja zawsze byłam życiową optymistką. Całe życie szukałam pozytywnych rzeczy i otaczałam się pozytywnymi ludźmi. Trzeba cieszyć się tym co mamy… mimo wszystko. A w chwilach trudnych znaleźć sobie coś, co przyniesie nam radość. To nie musi być malarstwo, można szydełkować, pisać wiersze, wyszywać i robić tysiące innych rzeczy – mówi nasza bohaterka.

Komentarz autorki:
Historia Wiesławy Paproty pokazuje jak los może być nieprzewidywalny i przewrotny. Ale przede wszystkim powinna uczyć nas pokory. Bo jak często wyolbrzymiamy swoje drobne problemy i użalamy się nad bólem zęba czy krzywego nosa? Tymczasem niepełnosprawność pani Wiesławy nie kończy się na problemach z chodzeniem. Co jakiś czas nasza bohaterka potyka się, upada, łamie to rękę, to nogę. A mimo to z uśmiechem i ogromną determinacją nadal cieszy się tym co ma. I dostrzega, że są tacy, którzy mają gorzej…
Angelika Grzywacz- Dudek

Czytaj również

Sonda

Z którym z autorów chcieliby Państwo spotkać się w Książnicy Karkonoskiej?

Oddanych
głosów
156
Puzyńska Katarzyna
38%
Twardoch Szczepan
32%
Żulczyk Jakub
30%
 
Głos ulicy
Złota rybka
 
Miej świadomość
Koniec CPK? Rząd ma „lepszy” plan!
 
Rozmowy Jelonki
Wciąż cieszy mnie jazda na rowerze
 
Piłka nożna
Przedłużamy serię gier bez porażki
 
Piłka nożna
"Łomot" od Dzierżoniowa
 
112
Szalona ucieczka – o krok od tragedii
 
Aktualności
Z ametystem za pan brat
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group