Czwartek, 28 marca
Imieniny: Anieli, Jana
Czytających: 9880
Zalogowanych: 13
Niezalogowany
Rejestracja | Zaloguj

Mysłakowice: Odkryła swój talent przez chorobę

Niedziela, 10 kwietnia 2016, 7:55
Aktualizacja: Wtorek, 12 kwietnia 2016, 8:12
Autor: Angelika Grzywacz–Dudek
Mysłakowice: Odkryła swój talent przez chorobę
Fot. Angelika Grzywacz–Dudek
Tym razem do „Zwykłych – niezwykłych” Jelonki.com nasi Czytelnicy zgłosili Wiesławę Paprotę, która walcząc ze złośliwym rakiem straciła sprawność w nogach, ale odkryła w sobie niezwykły talent oraz zachowała życiowy optymizm, którym zaraża wszystkich dookoła. Jej obrazy zachwycają nie mniej, niż jej empatia do ludzi i świata.

Wiesława Paprota pochodzi z Dobrego Miasta. Mając dwa lata zamieszkała z rodzicami w Wałbrzychu. Do Mysłakowic przyjechała w 1980 roku za mężem, który od zawsze był jej niezłomną podporą. W tym samym roku urodził ich pierwszy syn Przemysław, (obecnie informatyk), a trzy lata później Jacek (rehabilitant). - Z wykształcenia jestem ceramikiem, ale swoje życie poświęciłam rodzinie – mówi Wiesława Paprota. – Wychowywałam dzieci, zajmowałam się domem, trochę pomagałam mojemu mężowi w prowadzeniu firmy – wylicza.

Przez zajmowanie się domem rozumiała nie tylko gotowanie i sprzątanie. Hodowała warzywa i kwiaty, sama szyła zasłony czy firany. W 2000 roku mając 40 lat zachorowała. – Bolał mnie kręgosłup, tylko tyle. Nic poza tym nie wskazywało na chorobę – wspomina nasza bohaterka. – Regularnie się badałam i wyniki były dobre. Półtora roku wcześniej robiłam sobie całą profilaktykę, która nic nie wykazała, a w 2000 roku podczas kolejnych badań profilaktycznych okazało się, że mam raka. Gdyby nie te badania, dzisiaj byśmy nie rozmawiały – dodaje mieszkanka Mysłakowic.

Wiadomość o chorobie nie złamała pani Wiesławy. – Wiedziałam, że musi być dobrze. Mimo że miałam przerzut, nie dopuszczałam złych myśli. Tylko jeden raz kiedy się położyłam w szpitalu, łzy same spłynęły mi po policzkach, tak jakoś podświadomość chyba zadziałała – dodaje.

Wiesława Paprota wygrała walkę z chorobą, ale radioterapia uszkodziła nerwy, co doprowadziło do niedowładu najpierw prawej, a następnie lewej nogi. – Zaczęłam się potykać o najdrobniejszy nawet kamyk – opowiada. – Zaczęliśmy robić badania i szukać przyczyny. Okazało się, że to skutki radioterapii. Stałam się osobą niepełnosprawną ruchowo. Musiałam zacząć odpuszczać zajęcia, które kiedyś były moją codziennością, które sprawiały mi radość. Już nie mogłam pracować w szklarni, hodować kwiatów, sprzątać w domu. Coś jeszcze upichcę, ale to tyle. A ile można oglądać telewizję? Więc zaczęłam sobie szukać zajęcia, czegoś, co wypełniłoby tę lukę. I tak zaczęłam malować – dodaje pani Wiesława.

Dlaczego akurat malarstwo? – W Sylwestra 2006 roku byliśmy u mojej koleżanki Hanny Stockiej-Gazdy, która na ścianach powiesiła swoje obrazy namalowane w czasach liceum. I wtedy pomyślałam, że może i ja spróbuję coś namalować. Pierwszy mój obraz powstał w styczniu 2007 roku. To były tulipany. Pokazałam je tylko mężowi. Powiedział, że są ładne, więc zaczęłam malować kolejne obrazy. Początkowo były to małe i proste formy wykonane akrylem, później coraz większe i trudniejsze prace malowane farbą olejną, akrylem, zarówno pędzlem, jak i szpachlą – opowiada bohaterka.

Dzisiaj w swojej kolekcji ma około 300 obrazów z motywami muzyki, tańca, kwiatów, koni. Maluje również akty, rzadziej portrety. Jej obrazy były już dwukrotnie prezentowane na wystawach. Wernisaż ostatniej odbył się 2. kwietnia br. w Gminnym Ośrodku Kultury w Mysłakowicach, a obrazy można oglądać do 23 kwietnia br. Dzieła pani Wiesławy były też wielokrotnie wystawiane na aukcjach charytatywnych i sprzedawały się za pokaźne kwoty.

Czy to choroba pomogła pani Wiesławie odkryć w sobie talent? Czy sztuka pomaga walczyć na co dzień z niepełnosprawnością? - Oczywiście – odpowiada pani Wiesława. – To jest teraz mój sposób na życie. Mogę malować całymi dniami. Nie męczy mnie to i nie mam czasu na smutki – dodaje.

Mimo że pani Wiesława porusza się z pomocą dwóch kul, zawsze ma uśmiech na twarzy. – Są ludzie, którzy mają o wiele gorzej – tłumaczy nasza bohaterka. – Martwić się trzeba, kiedy jest naprawdę źle. Kiedy człowiek leży jak roślina. Kiedy jest zależny tylko i wyłącznie od innych. Ja zawsze byłam życiową optymistką. Całe życie szukałam pozytywnych rzeczy i otaczałam się pozytywnymi ludźmi. Trzeba cieszyć się tym co mamy… mimo wszystko. A w chwilach trudnych znaleźć sobie coś, co przyniesie nam radość. To nie musi być malarstwo, można szydełkować, pisać wiersze, wyszywać i robić tysiące innych rzeczy – mówi nasza bohaterka.

Komentarz autorki:
Historia Wiesławy Paproty pokazuje jak los może być nieprzewidywalny i przewrotny. Ale przede wszystkim powinna uczyć nas pokory. Bo jak często wyolbrzymiamy swoje drobne problemy i użalamy się nad bólem zęba czy krzywego nosa? Tymczasem niepełnosprawność pani Wiesławy nie kończy się na problemach z chodzeniem. Co jakiś czas nasza bohaterka potyka się, upada, łamie to rękę, to nogę. A mimo to z uśmiechem i ogromną determinacją nadal cieszy się tym co ma. I dostrzega, że są tacy, którzy mają gorzej…
Angelika Grzywacz- Dudek

Ogłoszenia

Czytaj również

Sonda

Czy chodzę do teatru?

Oddanych
głosów
458
Tak
23%
Nie
40%
Czasami
25%
Nie chodzę
11%
 
Głos ulicy
Nie chodzę do fryzjera, bo fryzjer przyjeżdża do mnie
 
Miej świadomość
100 konkretów (zrealizowano 10%): SUKCES czy PORAŻKA?
 
Rozmowy Jelonki
Przebudowy i remonty
 
Aktualności
Życzenia dla mieszkańców Piechowic
 
Polityka
Z pustego i Salomon nie naleje
 
Kultura
Zagrali w Podgórzynie
 
112
Pożar w restauracji
Copyright © 2002-2024 Highlander's Group