Maja Włoszczowska przed startem uskarżała się na przeziębienie, ale zdołała się zmobilizować i zdobyła swój drugi srebrny medal mistrzostw świata. Medal w Livigno był jednak ogromnym zaskoczeniem dla samej Mai i jej trenera Andrzeja Piątka. Po środowej rywalizacji sztafet Włoszczowska przeziębiła się, bolało ją gardło i miała krótką przerwę w treningu.
"Sama nie wierzyłam, że dziś stanę na podium" - przyznała na mecie.
Wyścig od początku toczył się pod dyktando najlepszej zawodniczki ostatnich lat Norweżki Dahle. Włoszczowska początkowo była trzecia, za wicemistrzynią olimpijską Marie-Helene Premont, ale na zjazdach wyprzedziła Kanadyjkę i od końca pierwszej rundy aż do mety jechała na drugiej pozycji!
Na konferencji prasowej pytano Włoszczowską gdzie tkwi tajemnica sukcesów polskich zawodniczek. "Wszystkie jeździmy w jednym zespole przez 300 dni w roku i mamy jednego, bardzo dobrego trenera" - powiedziała.
Z kolei Norweżkę pytano, jak długo zamierza uprawiać kolarstwo górskie. Odwracając się w stronę Włoszczowskiej 32-letnia Dahle odpowiedziała: "Muszę Cię zmartwić, ale do olimpiady w Pekinie". Maja na to zripostowała: "Tym większa będzie satysfakcja, jeśli wygram".